MANIMAL – 2018 – Purgatorio

MANIMAL - Purgatorio

1. Black Plague
2. Purgatorio
3. Manimalized
4. Spreading the Dread
5. Traitor
6. Behind Enemy Lines
7. Denial
8. Edge of Darkness
9. The Fear Within

Rok wydania: 2018
Wydawca: AFM Records
http://www.manimal.nu/


Tego albumu wyczekiwałem z ogromnym zniecierpliwieniem, tak po cichu licząc na to, że nowy materiał MANIMAL dorówna jego porywającemu poprzednikowi sprzed trzech lat. „Trapped in the Shadows” wywarł na mnie wielkie wrażenie i w sumie do tej pory często do niego wracam. Jak więc będzie w przypadku „Purgatorio”?

Wydawnictwo rozpoczyna wysoce energetyczny „Black Plague”, którego wstępny motyw pełni rolę niepokojącego intro, stopniowo nakręcającego coraz bardziej zaogniającą się atmosferę. Karty zostają odkryte w momencie wejścia gitar, do których po chwili miarowo dołącza wysoki wokal Samuela Nymana. Utwór stanowi kwintesencję tego, co tworzy MANIMAL – można to określić jako stylistyczną wypadkową JUDAS PRIEST i PRIMAL FEAR. Szwedzki kwartet w takich momentach – mimo wyczuwalnych naleciałości – prezentuje się mimo wszystko wiarygodnie. Dzieję się tak dlatego, że muzycy dodają cząstkę siebie i z tego tytułu ich muzyka nabiera odmiennego charakteru. W podobnym tonie utrzymane są twardy „Minimalized”, do którego powstało lyric video oraz tytułowy „Purgatorio”, gdzie jako smaczek – pod koniec utworu – pojawia się atmosferyczna wstawka. Tutaj znowu zespół zahacza o rejony znamienne dla ANGEL DUST i nie jest to odosobniony przypadek. Ma to również miejsce przy okazji „Spreading the Dread”, „Denial” czy też spowolnionym „Behind Enemy Lines”, który dodatkowo może budzić pewne skojarzenia wobec DREAM EVIL.

Zespół nie forsuje skomplikowanych rozwiązań, preferując głównie przejrzyste formy o piosenkowej strukturze, czego kulminację najczęściej stanowią nośno – melodyjne refreny. W między czasie pojawia się rześkie solo, tudzież krótki motyw instrumentalny, często oparty na motywie przewodnim. Najlepsze wrażenie robią wokale – nadają kompozycjom jaskrawego kolorytu i odpowiedniego pazura. Szczególną uwagę zwracają wędrówki w wysokie rejestry, co może w pewnym sensie przywoływać na myśl osobę Daniela Heimana, a szczególnie tego, co zrobił w LOST HORIZON. Za to pewien niedosyt pozostawiają partie perkusji… André Holmqvist ogranicza się raczej do tworzenia solidnych podkładów i nic ponad to. Stąd też brakuje większej ekspresji, finezyjnego grania, i to w pewnych momentach daje się we znaki. Trochę mnie to dziwi, bo przecież ów bębniarz zna się na rzeczy, a jednak to, co zrobił na „Purgatorio” cechują schematyczność i dość zachowawcze podejście do tematu.

Jeżeli chodzi o produkcję (mowa o dźwiękach), „Purgatorio” nie budzi zastrzeżeń. Całość brzmi klarownie i selektywnie, a poszczególne partie instrumentalne są dobrane w odpowiednich proporcjach. Wszystko jest na swoim miejscu, nawet jeżeli chodzi o elektroniczne wstawki – tła, które wzmacniają atmosferyczną sferę wydawnictwa. Pod tym względem naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Gdyby tylko same pomysły były bardziej porywające, można byłoby mówić o pełnym sukcesie, a tak mamy do czynienia z albumem co najwyżej dobrym.

Wracając do pytania postawionego na wstępie – na chwilę obecną nie potrafię jednoznacznie stwierdzić czy najnowsze wydawnictwo MANIMAL pozostawi po sobie tak pozytywne odczucia jak jego poprzednik. Jak na razie, album rodzi u mnie dość mieszane odczucia. Niby Szwedzi wciąż propagują podobne klimaty, jednak tym razem zabrakło przysłowiowej iskry. Tak czy inaczej, skoro wcześniejsze dokonanie zespołu (mowa o „Trapped In The Shadows”) przypasowało komuś do gustu, ten prawdopodobnie nie będzie zawiedziony tym, co usłyszy na „Purgatorio”. I choć nowy materiał ma mniejszą siłę rażenia, to i tak robi całkiem pozytywne wrażenie. Zwolennicy heavy/power metalu, zwłaszcza spod znaku PRIMAL FEAR, JUDAS PRIEST powinni się temu przyjrzeć.

7,5/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz