1.On The Shelf
2.Zero
3.Overwhelmed
4.Day 31
5.Cellule 7
6.Shu
7.Suzanne
8.Day 89
9.Silex
10.Mille Et Une Femmes
Rok Wydania: 2015
Wydawca: Mallory & Dooweet Agency
http://www.malloryband.net
Kim jest Mallory? To niepokorna dziewczyna, która postanowiła odejść od
ukochanej osoby, by podążyć przez życie własną ścieżką. W 2012 roku w
Paryżu spotkała czterech muzyków – wokalistę Phila, gitarzystę Jaya,
basistę Mata oraz perkusistę Twista. Postanowili oni zaprzyjaźnić się z
Mallory i wpadli na pomysł, by za pomocą muzyki opowiedzieć słuchaczom
historię napotkanej dziewczyny. Pierwszy rozdział nowej opowieści
ukazuje więc na okładce samotne drzewo za drutem kolczastym, gdzieś w
północno-zachodnim Meksyku. Możemy się zatem domyślać, że Mallory
zaprasza nas do wysłuchania trudnej opowieści o swoich przeżyciach w
meksykańskim więzieniu Sonora, do którego kiedyś trafiła. A ponieważ
muzyka, podobnie jak życie, pełna jest zagadek, niespodzianek, tajemnych
korytarzy i dziwnych wydarzeń, z ciekawością, ale i z niepokojem
zanurzymy się w jej wspomnienia…
Album otwiera przemówienie w języku hiszpańskim, wygłaszane przez
jakiegoś dyktatora, sędziego lub być może po prostu strażnika
więziennego. Następnie „On the shelf” kroczy posępnym, powolnym krokiem i
jeszcze bardziej żałobną perkusją. Phil śpiewając powoli po angielsku
również dostosowuje się do posępności utworu, który za sprawą bardzo
dobrego brzmienia gitary z czasem odrobinę się rozkręca. Pod koniec
wokalista jakby się budzi z odrętwienia i porządnie nadwyręża gardło w
rozrywającym krzyku. Już wiemy, że nasza bohaterka nie ma łatwo, a to
jest dopiero początek jej odsiadki. Zaskakujące otwarcie albumu, bo nie
jest to żaden rozwalacz, lecz niezwykle przejmujący i zdołowany utwór.
Otwierają wrota więzienia. To „Zero”. Kolejne zaskoczenie, bo pośród
ciekawej gitary jakby z lat 80. XX wieku i noworomantycznego basu
dominuje język francuski. Z czasem wokalista zaczyna wykrzykiwać kolejne
wersy pełne buntu. Utwór bardzo surowy, niczym warunki więzienia, lecz z
bardzo ciekawą arabeską zagraną na gitarze. Rzadko kiedy się gra tak
surowo, ale i z rytmem. Dosyć interesujący numer.
Kolejnym jest śpiewany po angielsku „Overwhelmed”. Tu dominuje lekko
przesterowana gitara i chropowaty glos wokalisty. Da się w nim wyczuć
lekki powiew spowitej narkotycznym transem psychodelii lat 70…. Utwór
kończy ciekawy rytm na perkusji.
Każdy więzień odlicza dni spędzone w zamknięciu i oznacza je
wydrapanymi w murze znakami. Tak jest i tym razem. „Day 31” to twarde
bębny, jakieś głosy w tle i melancholijna gitara akustyczna. Króciutki,
lecz niezwykle przejmujący utwór instrumentalny, w którym każde
uderzenie w perkusję to jakby jedna sekunda, która ma przybliżyć
skazanego do wyjścia na wolność.
„Cellule 7” („Cela nr 7”) to dosyć niespokojna gitara i znów język
francuski. Można odnieść wrażenie, że Mallory w więzieniu zapadła na
dwujęzyczną schizofrenię. A sam utwór bardzo ciekawy, nastrojowy,
dostojnie kroczący, mogący trochę kojarzyć się ze zwolnioną wersją
„Celiny” Kultu, historią bądź co bądź również „kryminalną”. Rewelacyjnie
brzmi w nim pełna emocji solówka. Słychać, że muzycy dobrze rozumieją,
jakie emocje chcą przekazać. Zdecydowanie jeden z najciekawszych i
najczarniejszych numerów na płycie, który łączy się z następnym…
…okraszonym trzyliterowym tytułem „Shu”. Mamy więc tu delikatne
pianinko i pełną grozy gitarę. Pozytywne jest to, że z każdym numerem
zespół coraz bardziej się rozkręca, także wokalista, który tym razem
śpiewa po angielsku. Robi to jednak tak zdenerwowanym i pełnym buntu
głosem, jakby jeszcze chwila i miało dojść do bijatyki. Na chwilę
powstrzymuje swoje emocje, by po chwili wykrzyczeć je jeszcze głośniej.
Nieszablonowy numer pełen dziwnych i niejednoznacznych emocji.
Czas na utwór „Suzanne”, w którym na początku przedstawia się tytułowa
Zuzia. Następnie odliczanie taktu i cała kapela rusza w kolejną
psychodeliczno-surrealistyczną wędrówkę po nutach. Phil potrafi śpiewać
niezwykle dobrze, zarówno głosem pełnym bólu, jak i w sposób bardzo
zmęczony, wręcz zniechęcony. Ma to wszystko rockowe, ale i bardzo czarne
brzmienie.
Jeszcze raz odliczamy kolejny dzień odsiadki. Tym razem to „Day 89”.
Znów króciutko, gitara akustyczna, która jest jeszcze bardziej
przejmująca niż w „Dniu 31”. Tym razem w tle jakieś krzyki i znacznie
szybsze odliczanie przez perkusję kolejnych sekund do wyjścia.
„Silex” rozpoczynają żałobne tony basu i gitary, przypominające dzwony.
Czy są to dzwony ostateczne? Tym razem Phil jeszcze raz wyżywa się na
strunach głosowych. Refren zaś znów jest pełen buntu, ale słychać też w
nim nutkę strachu. Sama kompozycja chyba ze wszystkich najbardziej
dynamiczna – świetnie brzmi twarda perkusja i surowa gitara basowa. A
ten krzyk pełen bólu i niemocy, niczym krzyk osoby obłąkanej, zupełnie
już zniszczonej po psychicznych torturach, jakie niesie ze sobą
więzienie, może śnić się po nocach…
Na koniec pozostaje już „Mille et une femmes”, kawałek rozpoczynający
się nastrojową i niemal żałobną gitarą. Gdzieś w tle przykrywa to
wszystko gitara basowa i bardzo niechlujna perkusja. Ale jest w tym
magicznego. Niesie to nadzieję, że z każdego bagna można wyjść.
Wychodzimy więc wraz z Mallory z meksykańskiego więzienia na upragnioną
wolność.
Jakie wrażenie niesie ze sobą muzyka Francuzów? Jest to album, który
zawiera ogromną ilość emocji. Od nadziei poprzez złość, bunt, rozpacz,
po zwątpienie.. Zawiera też świetną, niezwykle wciągającą i
psychodeliczną muzykę, której najlepiej słucha się w nocy, kiedy ta
jasna część świata na kilka godzin zostaje zamknięta i zniewolona przez
ciemność.
8/10
Mariusz Fabin