1. Path to Freedom
2. Die Like Kings
3. Rebels of Our Time
4. Yolo HM
5. The Final War
6. Across the Lightning
7. Fireheart
8. Iron Hill
9. Heroes in the Night
10. Running for Salvation
11. Fighting till the End
Rok wydania: 2017
Wydawca: NoiseArt Records
http://www.majesty-metal.de
„Rebels” to jak do tej pory ostatnie wydawnictwo niemieckiego Majesty,
którym dowodzi Tarek Maghary. Długo się zastanawiałam nad jego kupnem, z
tej prostej przyczyny, że odpychała mnie okładka. Gdzie się podziali
wojownicy i miecze, ta magiczno-fantastyczna otoczka? Jeden rzut oka na
spis utworów – źle chyba być nie powinno. Czy słusznie? Zacznę może od
tego, że na dzień dobry dostajemy dosyć długie, 2-minutowe intro „Path
to Freedom”. Sądząc już po samym tytule możemy snuć domysły co nas czeka
na całym albumie. No, więc czy ta owa wolność okaże się słuszna?
Jedziemy!
Po intro od zespół od razu rzuca nas na głęboką wodę. „Die Like Kings”
to 4 i pół minuty klasycznego dla Majesty power/heavy metalu z
patetycznymi zadęciami i chóralnymi zaśpiewami. Fajnie grzeją gitarki,
wokal doskonały nie jest, ale i tak z muzyki pulsuje gloria. Trudno też
nazwać utwór hymnem, ponieważ do doskonałości wiele mu brakuje, choć
słucha się go miło, z rozbawieniem. Nastrój psuje jedynie odgłos silnika
na końcu. „Rebels of Our Time” śmiało można nazwać kontynuacją jaka
towarzyszyła nam podczas słuchania wcześniejszej piosenki. Jest wolniej,
owszem, ale to w niczym nie przeszkadza. W dalszym ciągu mamy paletę
symfonii oraz patosu. Nad obiema piosenkami czuwa duch „Generation
Steel”.
„Yolo HM” to już heavy metal z krwi i kości. Bezprecedensowy, surowy,
kopiący tyłek, wprawiający w szaleństwo. Następny w kolejności „The
Final War” to zupełnie inna beczka. Tym razem mamy galopujący power
metal spod znaku Rhapsody Of Fire czy Celesty. Jest tu wiele
naleciałości innych kapel z tego gatunku. Jako całość broni się bardzo
dobrze. Metalowa zabawa na 102 murowana. Szkoda tylko, że tak krótko
trwa… 6-minutowa ballada „Across the Lightning” to następna pozycja na
„Rebels”. Druga „Asteria”, czyli wieje nudą i nie ma co się pastwić nad
utworem, więc pora, by przejść dalej.
Numerem 7 został „Fireheart” – szybki, efektowny, porywający do
szaleństwa, prawdziwy „manowarowy” hymn. Nie bez powodu Majesty nazywane
jest niemieckim Manowar. „Iron Hill” jest równie udane. Odgłosy dzwonów
wprowadzają słuchacza w pieśń patetyczną, dostojną, iście power
metalową. „Heroes in the Night” jest nieco gorsze, co nie oznacza, że
nie da się go słuchać, wręcz przeciwnie. I tutaj uświadczymy symfonii,
lecz nie w tak dużych ilościach. Jest miło i nic poza tym. Przedostatni
„Running for Salvation” zaczyna się agresywnie, nawiązań do Brainstorm i
Symphorce nie da się uniknąć. Potem jest już jednak gorzej, z każdą
kolejną sekundą robi się mdło, bez jakichkolwiek rewelacji. Wypełniacz.
Płytę wieńczy „Fighting till the End” i jest to utwór, który ratuje całą
wcześniejszą sytuację. Jest epicko, walecznie; grupa wyszła z tej bitwy
zwycięską ręką. Chyba nic więcej już nie trzeba pisać – power metalowe
cudo i oby więcej było takich w przyszłości grupy Majesty.
Analizując powyższy tekst ocena „Rebels” będzie trudnym orzechem do
zgryzienia. Dlaczego? Dlatego, że płyta jest nierówna. Banalna muzyka
przeplata się z epickimi hymnami, majestatycznym brzmieniem, co jest
ciężkie do strawienia. Tragedię ratuje Tarek Maghary wykrzykując kolejne
podniosłe frazy z wyraźnym przekazem. Tylko tyle i aż tyle. Album nie
miażdży, nie powala, jest niczym sinusoida, ma wahania nastrojów i
buduje zmienne nastroje. Już wiem, że płyta nie zagrzeje miejsca w moim
odtwarzaczu. Mam jednak nadzieję, że następnym razem będzie podobnie jak
na „Sword & Sorcery” i z bitewną okładką, bo ta budzi skojarzenia z
s-f.
6/10
Marta Misiak