MAGIC KINGDOM – 2010 – Symphony Of War

Magic Kingdom - 2010 - Symphony Of War

01. Symphony Of War
02. We Rise
03. Million Sinners World
04. Evil Magician
05. In The Name Of Heathen Gods
06. Monte Cristo
07. I’m A Lionheart
08. Unholy Abyss
Metallic Tragedy – Chapter 2: The Holy Pentalogy:
09. Through The Sea Of Ice / Quest For The Holy Light
10. Before The Apocalypse / War Of The Black Angels
11. At The Gates Of The Last Mystic Dragon Land
12. Resurrection Of The Wizard / With The Gods Of Egypt On Our Side
13. Tournament In Hell

Rok wydania: 2010
Wydawca: Limb Music
http://www.myspace.com/magickingdommetal


Na wstępie wypada wspomnieć, że gitarzysta – Dushan Petrossi zaangażowany jest w dwa zespoły. Bardziej neoklasyczny Iron Mask, oraz właśnie parający się symfonicznym power metalem Magic Kingdom.
I o ile zazwyczaj z chęcią sięgam po płyty tego pierwszego, pompatyczne i teatralne granie, przejadło mi się lata temu. Nie mogłem jednak przepuścić okazji przesłuchania tego materiału. Po pierwsze Petrossi i jego ekipa nie nagrywa słabych płyt, po drugie w Magic Kingdom zakotwiczył wokalista, którego bardzo cenię z solowego debiutu Luci Turilli’ego – Olaf Hayer.

Album „Symphony Of War” można zdecydowanie podzielić na dwie części. Na pierwszą z nich składają się bardziej luźne utwory, nie spięte tematyczną klamrą. Druga – to pięcioczęściowy i niemal półgodzinny temat pod wspólnym tytułem „Metallic Tragedy- Chapter 2”. Krótszym utworom bliżej do twórczości Iron Mask choćby z tego względu, że orkiestracje zastąpione są tu zazwyczaj dźwiękami klawesynu, czy innymi brzmieniami typowymi dla neoklasycznego hard rocka.
W całości zauważa się natomiast dość wyraźnie ramy gatunku. Melodramatyczne recytacje, kilka rodzajów wokaliz – od wysokiego wokalu po growle, oraz partie wokaliz żeńskich. I już przy tym aspekcie można zatrzymać się na chwilę. Wokalizy bowiem prezentują dość zróżnicowane i pełne dramatyzmu partie, jednocześnie omijając szerokim lukiem banał i nie popadają w przesadę (z małym wyjątkiem, o którym później).
Tak samo w dość przystępny i nie przesadzony sposób serwowane są orkiestracje i neoklasyczne solówki. Płyta dzięki temu jest dość zróżnicowana i ciekawa.
Oczywiście każdy w tak bardzo skondensowanej i pełnej różnorakich motywów płycie może znaleźć mankamenty.
Dla mnie są to momentami przekoloryzowane growle i w najszybszych fragmentach zbyt mało urozmaicone prowadzenie perkusji. Drażnić potrafi też nieco lektor, który mimo ciekawego głosu – sam w sobie wydaje się niemal wyświechtanym środkiem wyrazu w albumach z symfonicznym metalem.
Wersja dwupłytowa na pierwszym dysku zawiera dodatkowe dwa kawałki bonusowe, a Metallic Tragedy – Chapter 2 znalazło się na płycie osobnej – i to jest chyba lepsze rozwiązanie. Ten utwór samodzielnie prezentuje się spójnie i logicznie.

Magic Kingdom być może nowym albumem nie przeciera nowych ścieżek, ale w ramach gatunku serwuje nam płytę bardzo porządną, której słucha się z przyjemnością. Wyróżnić należy tutaj oprócz wyjątkowo ciekawego i dopracowanego molocha wieńczącego album, kilka krótszych utworów, które brylują fajnymi melodiami..
Płytę można z czystym sumieniem polecić sympatykom symfonicznego power metalu. Ale i fani grania neoklasycznego znajdą tu coś dla siebie. Oczywiście polecam zwolennikom melodii i mariażu metalu z muzyką klasyczną. Nie zawaham się zatem wystawić wysokiej dobrej oceny… na bardzo dobrą, moim zdaniem wyszło nieco zbyt typowo.

6,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz