1. Flock of Reckoning
2. The Murderous Breed
3. When Your World Turns to Glass
4. An Abode of Ashes
5. The Search for the Higher Water
6. Signs of Death
7. …and Then Came the Dust
8. A Terminal Hymn to Cold
9. The Pane of Eden
Rok wydania: 2017
Wydawca: Apostasy Records
https://www.magentaharvest.com
Co pewien czas pojawiają się wydawnictwa, które jeszcze przed ich
poznaniem potrafią zaintrygować, wzbudzić większe emocje. Właśnie z
czymś takim miałem do czynienia przy okazji poznania następcy „Volatile
Waters” z 2014 roku, fińskiej formacji MAGENTA HERVEST.
„…and Then Came the Dust”, drugi album studyjny Finów ukazał się
jesienią ubiegłego roku i choć zawiera burzę fachowych dźwięków,
przeszedł jakoś bez echa (takie przynajmniej odnoszę wrażenie). I
szkoda, bo to co można na nim usłyszeć nie pozostawia złudzeń, że mamy
do czynienia z materiałem wysokich lotów. Już na wstępie uwagę zwraca
specyficzna szata graficzna, a dokładniej diaboliczna okładka z rogatą
bestią na froncie. Obraz budzi silne skojarzenia wobec okładki ostatniej
płyty rodzimego BEHEMOTH. W obu przypadkach, prace rodzą dziwny
niepokój, emanują chłodem i bezdusznością – to nie są zwykłe obrazki…
Jeżeli chodzi o warstwę muzyczną, MAGENTA HARVEST przemierza rozległe
rejony metalowej ekstremy spod znaku death/black metalu w technicznym
wydaniu. Dodatkowo w ich kompozycjach pojawiają się atmosferyczne
akcenty, nienachalne tła, których główną rolą jest nie tyle wypełnienie
wolnych przestrzeni co generowanie niepokojąco – intrygującego klimatu.
Ten element pełni istotną rolę, stanowiąc nieodłączną składową
praktycznie każdego utworu. Są one intensywne, a kolejne motywy
zmieniają się dość szybko, niczym pogoda w górach, stąd na brak akcji
narzekać nie można. Udowadnia to już na wstępie wysoce energetyczny
„Flock of Reckoning”, bogaty w szereg ciekawych rozwiązań. Słychać, że
panowie nieustannie urozmaicają swoje kompozycje i to nie tylko jeżeli
chodzi o aranżacyjne bogactwo, ale również poprzez rytmiczne aspekty.
Mimo to pojawiają się również surowe, toporne momenty przywołujące na
myśl norweską specyfikę blackową, co na pewien sposób oddaje kolejny
„The Murderous Breed”, budzący również skojarzenia wobec stylu
HYPOCRISY. Cieszy też fakt, że kiedy muzycy wykonują ten sam motyw,
ulega on licznym przeobrażeniom za co w głównej mierze wynika z pracy
sekcji rytmicznej. To też czyni „…and Then Came the Dust” tak
intensywnym, zróżnicowanym. Oprócz szybkości oraz gęstych tłustości
riffów, którymi nie pogardziliby pewnie i panowie z DEICIDE, Finowie
stosują również liczne zwolnienia, monumentalne dociążenia jakie
występują chociażby podczas „Signs of Death”. Utwory są drapieżne,
czasem zwierzęco wściekłe, ale mimo wszystko nie są wyzute z melodii,
ale te oczywiście nie są nad wyraz chwytliwe, jednak w takiej muzyce
nikt tego nie oczekuje.
Pojawiają się też niespodzianki jak chociażby nieoczekiwane użycie
saksofonu w trakcie dumnego „The Search for the Higher Water”, co nadało
kompozycji całkiem innego wydźwięku. Jak więc widać, Finowie pomimo
niezaprzeczalnej przynależności do metalowej ekstremy nie boją się
eksperymentować, z powodzeniem wykorzystują różne elementy i dzięki
takiemu podejściu uzyskują odpowiednie efekty.
Myślę, że osoby lubujące się w death/black metalu, dla których nie bez
znaczenia pozostaje techniczne zaawansowanie, nowy materiał MAGENTA
HARVEST przypadnie do gustu. Szczególnie, że „…and Then Came the Dust”
to rzecz nie tylko mocno intensywna, energetycznie nabrzmiała, ale co
istotne ciekawa. Płyta nie jest najłatwiejsza w odbiorze, wymaga czasu,
ale ten z pewnością warto jej poświęcić – solidny album!
8/10
Marcin Magiera