1. Hypothelemus
2. Aqueous Ammonia
3. Ravines Of Rapture
4. Unicornis
5. The Next Generation
6. Vastitas Borealis
7. Perihelion
8. False Testimony
9. Frozen Volcano
10. Atlantis
Rok wydania: 2015
Wydawca: Apostasy Records
http://www.lostsoul.pl/
No i jest, pojawił się w końcu album, który w pełni, a nawet z nawiązką
wynagrodził (mi) rozgoryczenie powstałe na skutek zawartości ostatniego
albumu krajowego niszczyciela książek (mowa o „The Satatnist” grupy
Behemoth). Końcem października światło dzienne zostało przyćmione
premierowym, długo wyczekiwanym materiałem wrocławskiego Lost Soul.
Tejże grupy na pewno nie trzeba przedstawiać sympatykom czarcich
dźwięków, a reszta niech wie, że „Alantis: The New Beginning” to rzecz
nie tylko dla wielbicieli ekstremy. To wydawnictwo dla każdego fana
metalu, który docenia profesjonalne podejście do tematu, dojrzałość i
niebanalność.
Tak Moi Drodzy, nowe dziecię Jacka Greckiego i spółki to rzecz
nietuzinkowa, profesjonalna w każdym calu, dopracowana w najdrobniejszym
szczególne. Tutaj nie ma mowy o przypadku – całość została skrupulatnie
przemyślana, a następnie zrealizowana na najwyższym poziomie (brawa dla
niezawodnych braci Wiesławskich). To co panowie stworzyli magnetyzuje,
wciąga przy pierwszym kontakcie i szybko uzależnia. Już na wstępie
zachęca do tego świetna klimatyczno – apokaliptyczna okładka. Pełni rolę
zwiastuna, który umiejętnie wprowadza w tematykę konceptu, jaki Jacek
wykreował w swoich tekstach o mistyczno – mitycznym namaszczeniu.
Przedstawiają one losy powstania nowego świata, silnej rasy wybranych,
która jest wolna on niedoskonałości, głodna władzy zupełnej (tak to
przynajmniej rozumiem). Sporo tu nawiązań do starożytności,
mitologicznych akcentów, zagadnień kosmosu, stąd też osoby lubiące tego
typu klimaty – oprócz niebanalnych dźwięków – dostają możliwość
„uczestnictwa” w kreacji czegoś nowego, początku „Atlantis”.
Instrumentalnie płyta ma wiele do zaoferowania i to słychać na każdym
kroku. Po podniosłym wstępie otwierającego „Hypothelemus” z inwokacją
Jacka (klimat rodem z filmu o dziejach starożytnego Egiptu), Lost Soul
pokazuje z czym będziemy mieli do czynienia przez najbliższe
kilkadziesiąt minut. Od razu dodam, że płyta – jak na specyfikę gatunku –
nie należy do najkrótszych (ponad 50 minut). Jednak przez cały czas jej
trwania o ziewnięciu nie ma mowy. Panowie odpowiednio zadbali o to, by
słuchacz nieustannie miał się z czym mierzyć, wraz z kolejnym odsłuchem
odkrywał coś nowego.
Jacek nie oszczędza gitary, wypluwając kaskady nierzadko chorych,
pokręconych riffów. Jego partie solowe nie są – jak to często bywa w
tego typu muzyce – zlepkiem chaotycznych dźwięków wg reguły byle
szybciej. Na uwagę zasługuje fenomenalna praca perkusji – partie bębnów
to istny majstersztyk! Jonathan Garofoli wykonał kawał świetnej roboty,
dzięki czemu „Atlantis: The New Beginning” jest niczym śmiercionośny
pocisk
o masowej sile rażenia. Od razu napomknę, że oprócz wyraźnie
zagęszczonych i ultra szybkich podziałów rytmicznych panowie stosują
liczne urozmaicenia, klimatyczne zdobniki.
Pojawiają się atmosferyczne chóry, wokalne smaczki, partie mówione – ich
obecność idealnie uzupełnia drapieżne partie Jacka, którego growling
tym razem jest znacznie „głębszy” niż przy okazji „Immerse In Infinity”.
Dzięki licznym ornamentacjom, bogactwie środków, płyta nie jest tylko i
wyłącznie popisem szybkości, choć ten aspekt jest nieodłącznym elementem
wydawnictwa. W tej kwestii (i nie tylko) Lost Soul wykazał odpowiednie
wyczucie, poczucie dobrego smaku. Utwory zostały skomponowane w taki
sposób, że znalazło się w nich miejsce na wszystko; jest szybkość,
ciężar, chaos (kontrolowany), melodie (jak na taki materiał, jest ich
całkiem sporo), progresywna specyfika. Pojawiają się liczne smaczki jak
np. finezyjna gitara wieńcząca „False Testimony” – świetny pomysł. Do
tego wszystkiego całość została obleczona atmosferycznym całunem, który
mimo nienachalnej formy odgrywa ważną rolę.
Ponadto użycie klimatycznych zdobień o orkiestrowym obliczu może budzić
skojarzenia wobec twórczości m.in. takich grup jak Dimmu Borgir,
Fleshgod Apoclypse czy Hermh. Znowu przy okazji „Unicornis”, motyw z
czystym wokalem przywołuje na myśl pamiętny „God Of Emptiness” Morbid
Angel. Natomiast gitarowe solo „Vastitas Borealis” przypomina popisy
Ralpha Santolli w „Homage For Satan” Deicide. Co pewien czas pojawiają
się jakieś podobieństwa, ale jedno jest pewne – Lost Soul nie można
odmówić oryginalności. Panowie mimo wyczuwalnych naleciałości
stylistycznych, mają własny charakter. Dodatkowo ich muzyka ma w sobie
coś jeszcze – są to siła, drapieżny pazur, pełna świadomość twórcza. To
wszystko razem potęguje wartościowość samych kompozycji.
Słabe punkty? Muzycznie „Atlantis: The New Beginning” takowych nie
posiada. Jedyne czego mogło być więcej – jak już mam się czegoś doczepić
– to zdjęcia poszczególnych muzyków w booklecie. Ich brak rekompensują
natomiast grafiki nawiązujące do treści każdego utworu z osobna. Dlatego
przy zakupie wydawnictwa, lepiej dołożyć trochę grosza i kupić wersję
limitowaną – szczególnie, że dodatkowo zawiera ona trzy bonusowe kawałki
(nie są to miałkie wypełniacze!).
Reasumując, kto ceni sobie techniczny death/black metal z klimatycznymi
ornamentacjami i lubi m.in. takie kapele jak choćby Dimmu Borgir,
Fleshgod Apocalypse, Hour Of Penance, krajowe Hermh czy Behemoth; ten z
całą pewnością powinien zakosztować „Alantis: The New Biginning” –
uzależnienie wysoce prawdopodobne! Powiedzenie „Polak potrafi” w tym
przypadku sprawdza się jak idealnie. Lost Soul nagrali genialny krążek,
który bezapelacyjnie powinien się znaleźć na półce u każdego szanującego
się fana ostrzejszych dźwięków. Płyta miażdży, czaruje, intryguje,
imponuje – sprawdźcie sami, nie pożałujecie!
P.S. Jestem cholernie ciekaw jak Jacek Grecki i spółka poradzą sobie z
premierowym materiałem na żywo – będzie ku temu okazja już w styczniu…
10/10
Marcin Magiera