LOST SOCIETY – 2022 – If the Sky Came Down

Lost Society - If The Sky Came Down

1. 112
2. What Have I Done
3. (We Are The)Braindead
4. Stitches
5. Awake
6. Underneath
7. Creature
8. Hurt Me
9. If The Sky Came Down
10. Suffocating

Rok wydania: 2022
Wydawca: Nuclear Blast
https://lostsociety.fi/


Walące się niebo, czyli Lost Society i ich najnowszy krążek If the Sky Came Down

Są tacy, którzy twierdzą, iż w muzyce ciężkiej, potocznie zwanej heavy metalem, za dużo jest depresji. Ciemne chmury, wydające się nieustannie wisieć nad wykonawcami wspomnianego gatunku, według niektórych melomanów są nudne, a do tego szkodliwe, gdyż powodują obniżenie nastroju u słuchaczy. Sytuację ratują być może takie zespoły, jak opisujący historyczne fakty Sabaton, czy też eksplorujący tereny nauk przyrodniczych Nightwish. Również szeroko pojęty folk metal zdaje się być weselszym podgatunkiem. Trochę prawdy w tych oskarżeniach jest – faktycznie heavy metal charakteryzuje się swoistym mrokiem. Krąży jednak po tym świecie takie stwierdzenie, że cierpienie jest najlepszą inspiracją, i że to właśnie w najciemniejszych momentach życia artysty powstają arcydzieła. Ostatni krążek fińskiej kapeli Lost Society, wydany 7 października 2022 roku, może posłużyć jako poparcie tejże teorii, gdyż główną inspiracją dla tego świetnego albumu były traumatyczne wydarzenia z życiorysu wokalisty i gitarzysty, Samy’ego Elbanny.

Być może nazwanie If the Sky Came Down „arcydziełem” to przesada. Jest to jednak niewątpliwie najambitniejszy, najodważniejszy, i najszczerszy album, jaki Lost Society wydało do tej pory. Przewija się tam chyba wszystko, z czym pogrążony w głębokiej depresji człowiek się mierzy: od poczucia przytłoczenia ciężarem całego świata (112), poprzez wpadanie w nałóg (What Have I Done), nienawiść do siebie i otoczenia (Hurt Me, Creature), aż po powolne budzenie się z marazmu i dostrzeganie migającego w oddali, przysłowiowego światełka w tunelu (Awake). Jest też (We Are the) Braindead, gdzie zespół zwraca się do wszystkich naznaczonych traumą, złamanych życiem nieszczęśników informując, że nie są sami na tym świecie. Historia opowiedziana na If the Sky Came Down okraszona jest charakterystycznymi dla Lost Society ciężkimi, energicznymi, agresywnymi wręcz riffami gitarowymi, oraz ambitnymi i równie energicznymi solówkami – wszystko to w wykonaniu Elbanny oraz drugiego gitarzysty, Arttu Lesonena. Mniej natomiast słychać klasyczny scream Samy’ego, wszechobecny na poprzednich wydawnictwach kapeli. Tym razem frontman Lost Society, bardziej niż na wcześniejszych etapach kariery, eksponuje swój czysty wokal. Zwłaszcza utwór wieńczący album, Suffocating, pokazuje umiejętności Elbanny, gdyż akompaniuje mu tam właściwie wyłącznie pianino, zatem to jego głos jest na pierwszej linii frontu. Innym bardzo ciekawym momentem na tej płycie jest wspomniany już kawałek Awake. Dzieje się tam coś, co osobiście uwielbiam, czyli połączenie muzyki klasycznej z heavy metalem. W tle słychać instrumenty smyczkowe, niesamowity jest fragment, gdy do tychże instrumentów i towarzyszącego im od początku utworu głosu Samy’ego, dołącza perkusja Tapaniego „Taza” Fagerströma. Popisy tego ostatniego dobrze również słychać w utworze Hurt Me. Swoją chwilę ma tam też basista, Mirko Lehtinen – linia basu w tej piosence jest bardzo wyraźna, na dodatek zwieńczona mini solówką. Numer tytułowy natomiast, czyli If the Sky Came Down, wydaje się być hołdem dla ikony thrash metalu – Metalliki.

Nawiązując jeszcze do hołdów – Lost Society nie boi się pokazać swoich muzycznych inspiracji we własnych dziełach.  Robią to jednak na tyle umiejętnie, że nie ma mowy o plagiacie. Tak oto, oprócz w If the Sky Came Down, trochę Metalliki, wymieszanej z Nine Inch Nails, słychać także w utworze Underneath. W refrenie Creature pobrzmiewają echa utworu Blasphemy autorstwa Bring Me the Horizon. Solówki noszą zaś znamiona nieodżałowanego Alexiego Laiho, który z resztą na początku kariery Lost Society namaścił zdolnych młodziaków na swoich następców.

Namaszczeni przez Laiho czy nie, Lost Society nie uchroniło się przed słowami krytyki. Jednym z głównych zarzutów wystosowanych przez fanów jest fakt, iż panowie dość gwałtownie odeszli od swojego oryginalnego stylu – że nie grają już thrash metalu, tylko metalcore z domieszką nu metalu. Owszem, może pewne zmiany nastąpiły – nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że nadal brzmią jak Lost Society. Po prostu ewoluowali. Ludziom nigdy się chyba w pełni nie dogodzi – zawsze znajdą się jacyś malkontenci. Jedni stwierdzą, że to źle, że grupa brzmi identycznie od x lat, bo to nudne. Drudzy za to zareagują grymasem dezaprobaty na choćby drobną zmianę stylu – tak też niedobrze, bo przecież poprzednie wcielenie zespołu było lepsze. Tak zawsze było, i tak pewnie pozostanie. Ja ze swojej strony mogę tylko rzec, że po dwóch latach od wydania ostatniego albumu (No Absolution), być może odrobinę przepoczwarzone Lost Society powróciło z impetem, serwując słuchaczom dawkę naprawdę dobrej muzyki.

9/10

Agata Podbielkowska

Dodaj komentarz