01. Sexorcism
02. Your Tongue’s Got the Cat
03. Romeo Ate Juliet
04. Naked in My Cellar
05. The Beast Is Yet to Cum
06. Polterchrist
07. SCG9: The Documented Phenomenon
08. Slashion Model Girls
09. Rimskin Assassin
10. Hell Has Room
11. Hot & Satanned
12. Sodomesticated Animal
13. Haunting Season
Rok wydania: 2018
Wydawca: AFM Records
http://www.lordi.org/
Udany „Monstereophonic (Theaterror vs. Demonarchy)” sprzed dwóch lat
wyostrzył (mój) apetyt ma nowy materiał fińskiego LORDI. Byłem ciekaw
czy ich dziewiąty album – zapowiadany jako najbardziej kontrowersyjny –
okaże się tak samo udany jak jego poprzednik. Teraz wszystkie karty
zostały odkryte i już wiadomo, co tym razem upichcił diaboliczny Mr.
Lordi i jego piekielna horda.
Tradycyjnie przy doborze tytułu płyty zdecydowano się na specyficzną grę
słów, dzięki czemu powstała bluźnierczo – perwersyjna nazwa, bo cóż
innego można powiedzieć o „Sexorcism”. Tytuł dobitnie odzwierciedla
liryczną zawartość płyty, co dodatkowo podsyca odważna okładka (ciekawe
czy gdzieś zostanie ona ocenzurowana), a za punkt kulminacyjny można
uznać niepokojący przerywnik „SCG9: The Documented Phenomenon”
stylizowany na zapis z egzorcyzmu. Nie brakuje horrowej specyfiki w
iście makabrycznym wydaniu z wyraźną domieszką czarnego humoru.
Potwierdzają to również wymyślne tytuły poszczególnych utworów,
szczególnie kanibalistyczno – kulinarny „Romeo Ate Juliet” (śmiech). W
skrócie rzecz ujmując; pod względem „urokliwiej” otoczki, wszelkich
„smakowitości” cała gama.
A co się dzieje w sferze stricte dźwiękowej? Po eksperymentalnych
wojażach w bardziej drapieżne rejony metalu – co miało miejsce
szczególnie podczas drugiej części „Monstereophonic” – zespół powrócił
na dawne tory. Dlatego na nowej płycie usłyszeć można więcej
hardrockowego grania w tradycyjnie mocno melodyjnym wydaniu, z czego
zespół dał się poznać przez lata. Mimo to, pojawiają się metalowe
zagrywki instrumentalne, choć te mają przede wszystkim charakter
incydentalny i można je traktować przede wszystkim w kategorii
„smaczku”. Na „Sexorcism” nie brakuje potencjalnych kandydatów do miana
koncertowych szlagierów (tych LORDI w swoim dorobku maja mnóstwo) – tym
razem można wśród nich wyszczególnić m.in. takie pozycje jak:
„otwieracz” w postaci energetycznego utworu tytułowego; „Naked in My
Cellar”, do którego powstał dość brutalny teledysk (raczej dla dorosłego
widza), czy też singlowy „Your Tongue’s Got the Cat” o lekko rockowym
usposobieniu (początkowo wzbudzał mieszane odczucia). Ponadto świetne
wrażenie – w moim odczuciu – robi wspomniany powyżej „Romeo Ate Juliet” o
mocnej motoryce oraz metalowym zacięciu; utrzymany w średnim tempie
„Slashion Model Girls” jak też drapieżniejszy „Hell Has Room” z
heavymetalowym riffem przewodnim. Poziom umelodyjnienia trzyma się na
wysokim poziomie i ma to swoje odzwierciedlenie szczególnie przy okazji
refrenów – praktycznie każdy z nich wykorzystuje nośny pomysł, szybko
wpadający w ucho. Z tego tytułu można powiedzieć, że premierowy materiał
jest bardziej typowy/znamienny dla tego zespołu. W tym przekonaniu może
umacnia również fakt, że przy jego realizacji czuwał Mikko Karmila, z
którym grupa współpracowała już wcześniej przy okazji „Scare Force One” z
2014 roku – brzmienie bez zarzutu. Ogólnie rzecz ujmując, nie ma tu
miejsca na eksperymenty, odkrywanie nowych lądów. LORDI zdecydowali się
na korzystanie ze sprawdzonych rozwiązań. Zadbali przy tym o to by
„Sexorcism” – nie tylko – zawierał wszystkie charakterystyczne elementy
ich stylu, ale również nie tracił na świeżości, wyrazistości. To jakby
kwintesencja stylu tego zespołu; muzyka podana w pigułce, która pomimo
dobrze znanego smaku, wciąż bawi, nie nudzi. Mr. Lordi i spółka wciąż
mają coś do zaoferowania i jak słychać, pomysłów im raczej nie brakuje.
Komu zatem można polecić dziewiątą odsłonę muzycznych osobliwości LORDI?
Myślę, że oprócz oddanych fanów zespołu także i osoby spoza tego grona,
ceniące sobie melodyjne oblicze rock/metalu oraz horrorową otoczkę,
mogą zasmakować w przebojowości Finów. I choć „Sexorcism” nie jest
dokonaniem w żaden sposób przełomowym, to muzyką jaką zawiera sprawia
naprawdę pozytywne wrażenie. Całkiem przyzwoity album, który w miarę
lepszego poznania systematycznie zyskuje na wartości!
7/10
Marcin Magiera