I. Beyond the Wall of Sleep 4.18′
II. Nightly Visions 4.16′
III. The Dark Host 6.42′
IV. The Gift 10.21′
V. Woe to Thee (Vae Solis) 9.04′
VI. The Revenge of Namwell 8.38′
VII. The Awakening 6.30′
VIII. A New Dawn 15.47′
Rok wydania: 2017
Wydawca: Dooweet
https://www.lordshades.com/
Późną jesienią trafiła w moje ręce trzecia część trylogii fantasy grupy
LORD SHADES zatytułowana „The Uprising of Namwell”. To dobra pora na
zimną muzykę, za jaką uchodzi black metal – nawet jego symfoniczna
odmiana. Zaintrygowała mnie już szata graficzna, dlatego nie zrażony
faktem iż nieznane są mi poprzednie albumy, a wiedziony coraz większą
ciekawością, umieściłem krążek w odtwarzaczu. Zanim jeszcze z głośników
popłynęły pierwsze dźwięki, zdołałem przewertować booklet i z
zadowoleniem stwierdziłem, że kolejne kompozycje opatrzone są osobnymi
grafikami. Kiedy natomiast muzyka zaczęła się sączyć zaskoczył mnie jej
rozmach.
Jak na zespół black/death metalowy, członkowie LORD SHADES włożyli wiele
pracy w stworzenie epickiego klimatu. Wszyscy wielbiciele elementów
fantasy zawartych w muzyce powinni być ukontentowani takim podejściem.
Nie dość, że brzmienie regularnego instrumentarium jest tu na wysokim
poziomie, to na albumie nie poskąpiono dodatkowych smaczków, jak
instrumentarium folkowe (akordeon, sitar) czy chóry. Bardzo udane
akcenty to na przykład partie instrumentów akustycznych, czy też
wokalizy kobiece (których nie przedawkowano). Pozytywnie zaskoczył mnie
również sposób ich zastosowania. Wydawałoby się, że w tym gatunku już
wszystko co miało mnie zaskoczyć miało miejsce dwie dekady temu (z
okładem). Tymczasem ten krążek wnosi coś świeżego. Sposób realizacji,
ale i same kwestie kompozycyjne oraz aranżacyjne są tu na najwyższym
poziomie. Do tego jeśli chodzi o podwaliny całości, czyli pierwiastki
metalowe, potrafią wywołać uśmiech aprobaty. Growle pojawiają się
zarówno jako szczekający pisk, ale i niski bulgot. Wszystko to poparte
gitarami które zarówno w kwestii rytmicznej jak i solowej mogą się
podobać, nawet bas tu i ówdzie uwypuklony do pierwszego planu potrafi
pozostawić po sobie miły akcent. Nawet jeśli całość może wydawać się
utrzymane w co najwyżej średnich tempach, są chwile takiego ataku gitar,
że równoważy nam to wrażenie. Klawisze z kolei nie przytłaczają i nie
zwykły kraść show. Są wplecione w całość dość powściągliwie i zarówno w
postaci tła czy też serwując melodię, przyczyniają się do budowania
całokształtu. W obecnych czasach i w przypadku albumu konceptualnego nie
powinno dziwić zastosowanie różnych elementów poza muzycznych, czy
sampli jak krzyki, szepty, odgłosy wiatru, przyrody (świerszcze, czy
grzechotniki) szczęk oręża i odgłosy bitwy. Więc i tutaj tego nie
zabrakło i są to kolejne elementy składające się w całość jakże okazałej
układanki. Dobrym akcentem jest również zastosowanie estetyki
bliskowschodniej. Zarówno jeśli chodzi o wspomniane instrumentarium
(sitar i flety), ale i rytmikę oraz orientalne wokalizy – całość powala!
Jeśli chodzi o sferę tekstową, wgryzłem się w nią w ogólnych zarysach,
świadom że w przypadku growli nie jestem w stanie wszystkiego zrozumieć
„na ucho”. W przypadku trzeciej części nie jest też moim zdaniem na tym
etapie konieczne maniakalne wczytywanie się w booklet. Cofam się więc o
dwa albumy i dziewięć lat wstecz by poznać całość historii rozpoczynając
od „The Downfall of Fïre-Enmek” przez „The Rise of Meldral-Nok” po „The
Uprising of Namwell”. I już wiem że wersja elektroniczna może mi nie
wystarczyć.
Nowa płyta zespołu zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Być może jeżeli
podejdziecie do tej produkcji z czysto metalowymi oczekiwaniami, całość
może was przytłoczyć. Jeżeli natomiast lubicie ambitne, klimatyczne
produkcje i mimo pewnego pompatycznego szlifu, niejednoznaczne albumy –
zachęcam do sięgnięcia po „The Uprising of Namwell”. Znajdą tu dla
siebie coś zarówno sympatycy Emperor, jak i fani Orphaned Land.
9/10
Piotr Spyra