1. The Earth (5:06)
2. The 7th Dew (5:32)
3. The Fever (4:41)
4. Virtuality (8:11)
5. The Tree of Life (6:06)
6. Toxic Unity (5:12)
7. The Embrace (7:21)
8. The Truth (4:44)
Rok wydania: 2021
Wydawca: LYNX Music
Loonypark, to obok Millenium i TRK Project, bez wątpienia sztandarowa marka w muzycznej stajni Lynx Music. Mało tego, można pokusić się o stwierdzenie, że to w ogóle sztandarowa marka rodzimej sceny progresywnej. Od wydania swojej pierwszej płyty w 2008 roku, aż po tą najnowszą (szóstą w dyskografii) wyrobili swój własny, wyjątkowy styl, choć mocno wrośnięty w neo progresywną konwencję.
Na ową stylistykę złożyła się ogromna wrażliwość przelana w instrumenty klawiszowe, człowieka w dużej mierze odpowiedzialnego za warstwę muzyczną – Krzysztofa Lepiarczyka, a także wachlarz pięknych, gitarowych możliwości Piotra Grodeckiego, solidna sekcja rytmiczna Piotr Lipka (bas), Grzegorz Fieber (perkusja), no i oczywiście wokal! Wokalistka związana z zespołem od samego początku, powróciła po krótkiej przerwie (na poprzednim albumie śpiewała bowiem Magda Grodecka). Chociaż zmiana za mikrofonem na poprzedniej płycie, nie wpłynęła w znacznym stopniu na styl zespołu, to jednak pojawienie się za mikrofonem Sabiny Goduli-Zając, jest jakby powrotem do korzeni.
Sabina Godula-Zając , która jest również autorką tekstów, tak mówi o sytuacji jaka złożyła się aby ten album powstał: „…Tworzenie materiału na album „The 7th dew” przypadło na trudny czas. Treści spowodowane są osobistymi przeżyciami, przemyśleniami i nadzieją, że wszystko wróci do normalności. Jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że pozwolił mi wrócić do tego co kocham, do dźwięków, które czuję całą sobą…”.
Płytę rozpoczyna bardzo przestrzenny „The Earth”, z dużym wachlarzem nastrojów (jeżeli chodzi o tempo). Tytułowe „The 7th Dew” jest chyba bardziej melodyjne w kwestii wokalnej. Kompozycję ubogacił gościnnie, uroczą gitarową solówką Jacek Szczepaniak. Kolejna „The Fever”, znacznie łagodniejsza , ale podszyta mocniejszym gitarowym ściegiem. „Virtuality”, to najdłuższy 8 minutowy fragment. Dosyć rytmiczny, z wplecionymi kilkoma udziwnieniami, które pełnią rolę jakby drugiego wokalu. „The Tree of Life” charakteryzuje bardzo przyjemna klawiszowa sekwencja i ten lewitujący, przyjemnie bujający klimat. Utwór ten z powodzeniem sprawdziłby się na parkiecie (oczywiście bez wygibasów). „Toxic Unity” również nie forsuje tempa, jest jednak zdecydowanie bardziej pogmatwany, z mocniejszą partią basu i bardziej szorstkimi gitarami. Czuć tutaj delikatne ciągotki w stronę bluesowej estetyki. „The Embrace” wyjątkowo wabi swoim wdziękiem: czarujące klawiszowe motywy i chyba najpiękniejsze na tej płycie gitarowe solo. Album wieńczy nastrojowe, nieco krótsze „The Truth”. Zarówno klawisze jak i gitara, też tutaj jakby rzewnie płakały, że to już niestety koniec.
Nie da się jednak tej płyty dozować fragmentami, wręcz nie wypada! Bez dwóch zdań trzeba ją wchłonąć w całości, bo tak smakuje najlepiej.
8,5/10
Marek Toma