01. Babylonian Groove
02. Summer
03. The Apologists Are the Enablers
04. Cadence
05. Forever
06. Yure
07. Purpose
08. Ventilate
09. Consumer
10. Expiry Date of the Soul of Man
Rok wydania: 2017
Wydawca: ViciSolum Productions
http://lochvostok.com/
Szwedzka wytwórnia, ViciSolum Productions ma nosa do ciekawych zespołów.
Te z kolei nagrywają płyty, wobec których ciężko przejść obojętnie. Nie
inaczej było w przypadku najnowszej produkcji grupy LOCH VOSTOK.
Od razu zaznaczę, że ich siódmy album okazał się dla mnie sporym
zaskoczeniem (w pozytywnym sensie). Co prawda okładka, na której froncie
widnieje skąpany w kolorach czerwieni rozmyty pejzaż (obraz w pełnej
„okazałości” ukazuje się dopiero po rozłożeniu wkładki) nie napawa
optymizmem, to jednak warto zgłębić temat. „Strife” mimo mało
zachęcającej oprawy graficznej (eufemistycznie rzecz ujmując), zniewala
czymś innym. Jest to oczywiście świetna muzyka oraz niebanalne pomysły,
którymi album jest szczodrze obdarzony. Walory słuchowe dodatkowo
uatrakcyjnia profesjonalnie „ukręcone brzmienie” idealnie współgrające z
burzą niebanalnych dźwięków. To nie powinno specjalnie nikogo dziwić
biorąc pod uwagę fakt, że mastering powierzono osobie Jensa Bogrena, a
ten nieraz udowodnił, że wie o co chodzi. Stąd wszystkie elementy
składowe, wszelkie smaczki (również niuanse), tła są wyraźnie słyszalne,
doprecyzowane i zestawione w odpowiednich proporcjach. Dlatego całości
słucha się naprawdę znakomicie.
Tak też jest dlatego, że „Strife” oferuje całą gamę trafionych pomysłów,
które pod względem kreatywności oraz jakości robią jak najlepsze
wrażenie. Czuć w tym nie tylko muzyczną dojrzałość, wrażliwość, ale
także zdrowy rozsądek. Czemu o tym wspominam? Ponieważ LOCH VOSTOK z
powodzeniem eksploruje obszary szeroko pojętego metalu progresywnego,
tyle że w intensywno – żywiołowym wydaniu. Przy tym nie trzyma się
kurczowo sztywnych ram jednego gatunku. Stąd w kompozycjach, oprócz
djentowych naleciałości (skojarzenia wobec twórczości szalonego DEVINA
TOWNSENDA, jak również australijskiego VOYAGER), nie brakuje śmiałych,
drapieżnych elementów znamiennych dla konwencji z pogranicza metalowej
ekstremy (niech to jednak nikogo nie zrazi – nie ma przegięcia).
Okazjonalnie (czasem nawet incydentalnie) pojawiają się też wątki mniej
lub bardziej nawiązujące do twórczości różnych formacji, i tak np. przy
okazji samego wstępu do „Summer” kiełkuje klimat znamienny dla
WINTERSUN, a znowu podczas instrumentalnego fragmentu w „Purpose” daje
się poniekąd poczuć ducha DIMMU BORGIR. Żeby tego było mało, można
natrafić również na orientalne wtrącenia, czego najlepszym przykładem
jest „Yure”. Niech jednak nikogo ten fakt nie zbije z tropu, bo zespół w
przewadze bazuje na kanonach progresywnego metalu, choć w tym przypadku
hybrydowość gatunkowa nie jest pojęciem wyssanym z palca. Kiedy panowie
chowają nieco pazury (znikają także growle), ich twórczość przywołuje
na myśl dokonania NEVEROMORE, COMMUNIC czy też CLOUDSCAPE (szczególnie,
jeżeli chodzi o wokale). Teddy Möller posiada podobną barwę co Michael
Andersson, choć niekiedy jego śpiew łudząco przypomina manierę i styl
Blaze’a Bayley’a.
W całym tym przyjemnym zawirowaniu i obfitości panuje naturalny,
przejrzysty porządek. Zespół wszelkie zawiłości prezentuje z wyczuciem,
podając to w taki sposób, że człowiek nie zostaje przytłoczony. Ma to
wielkie znaczenie, bo przecież płyta jest pobudliwie aktywna (niekiedy
wręcz impulsywna), co przekłada się na obecność mnogich rozwiązań o
wysokiej intensywności. W tej materii nie bez znaczenia pozostaje poziom
zaawansowania technicznego, a dokładniej wysokie umiejętności
instrumentalno – warsztatowe samych muzyków. Ten aspekt umożliwia
muzykom tworzenie tak wyrafinowanych struktur w charakterystycznym
stylu. Pod tym względem można mówić o pełnym profesjonalizmie! Warto też
wspomnieć o pracy gitar – kunsztowne, a do tego wysublimowane solówki
charakteryzuje odpowiednie wyczucie, miarowa delikatność.
Na ogólny obiór pozytywnie wpływa też zdolność zespołu do kreacji
charakterystycznych melodii, których forma ma w sobie coś szlachetnego.
Nie są to jakieś pospolite, infantylne melodyjki, ale gustownie
skonstruowane motywy nadające całości subtelnego wydźwięku. Sprzyja temu
również praca drugiego planu – nienachalne tła oraz smaczki wprawnie
spajają instrumentalną wrzawę. Do tego dochodzi jeszcze talent oraz
zdolność komponowania muzyki ciekawej, która oprócz bogactwa dźwiękowego
ma w sobie jeszcze to „coś”. Chodzi zarówno o pierwiastek
oryginalności, jak również inny istotny fakt – utwory są po prostu
jakieś; to nie tylko i wyłącznie zgrabna korelacja sprytnie zestawionych
dźwięków. I tak naprawdę, to cały album można skwitować w podobny
sposób – oprócz technicznego zaawansowania, bogactwa nieszablonowych
rozwiązań oraz licznych zawiłości, całość emanuje naturalną
wiarygodnością, a każdy kolejny odsłuch jedynie umacnia w tym
przeświadczeniu.
Jestem przekonany, że zwolennicy progresywnego metalu w bardziej
drapieżnym wydaniu rozsmakują w bogactwie „Strife”. To wydawnictwo
skrzętnie przemyślane, ideowo zaawansowane, a do tego brzmieniowo
nienagannie dopracowane. Kto od muzyki oczekuje czegoś więcej, za atut
uznając bardziej wyrafinowane, rozbudowane formy, a do tego lubi
metalową energię i nie boi się wymagających wyzwań, ten powinien skupić
swoją uwagę na premierowym materiale Szwedów z LOCH VOSTOK. Panowie
stworzyli kawał konkretnej, a do tego treściwej muzyki – warto
sprawdzić, oj warto!
9/10
Marcin Magiera