LIZARD – 2018 – Half-Live

LIZARD - 2018 - Half-Live

1. Half-Live (44:02)

Rok wydania: 2018
Wydawca: Audio Cave
https://www.facebook.com/lizard.mm


Płyty bielskiego Lizard, nie ukazują się regularnie, więc każda porcja nowej muzyki spod rąk Damiana Bydlińskiego i spółki to prawdziwe muzyczne wydarzenie. W przypadku płyty „Half- Live”, również spodziewać się należy muzycznej uczty. Dołączony do magazynu muzycznego LIZARD mini album „Trochę żółci, trochę więcej bieli”, oraz singlowy „Single Omen”, wyostrzył apetyty na pełną nową płytę formacji. No i jest! Choć zdawać by się mogło, że nie jest to pełna płyta, a kolejny singiel. Tylko jedna kompozycja – tytułowy „Half- Life” (a gwoli ścisłości dwie). Ile trwa owy kawałek? 44 minuty! Jest to w pewnym sensie rzecz bezprecedensowa – owszem, w historii muzyki było bardzo wiele koncept albumów, których muzyka w formie suity zajmowały całe albumy, ale mimo wszystko, były one podzielone na części, wątki, podtytuły…Tutaj otrzymujemy jedną, wielką całość. Czy jest to jakaś artystyczna ekstrawagancja? Raczej nie. Damian Bydliński dobrze zdaje sobie sprawę, że jego muzyka nie trafi pod strzechy komercyjnych stacji radiowych, a taka forma sprawi ogromną przyjemność tym koneserką muzyki, którzy właśnie stronią od wszelkich przejawów komercji Zamieszczona na płycie druga wersja kompozycji jest wprawdzie prawie o połowę krótsza, ale również „nieradiowa”.

Co więc nam przynosi owa muzyczna odskocznia od skomercjalizowanej do szpiku kości rzeczywistości?

Delikatny ton fortepianu i dźwięk elektrycznych skrzypiec już na wstępie hipnotyzują, potem dochodzi soczysty dźwięk perkusji i subtelne gitarowe smaczki w tle (nastrój jak u Jamesa Bonda), Muzyczna struktura gęstnieje, a dźwięk skrzypiec jest niczym jasna ścieżka w ciemności, trochę jazz-rockowych smaczków – niczym w klasycznym, starym, dobrym UK. Wreszcie dochodzi do nas ten charakterystyczny wokal lidera zespołu, Damian Bydlińskiego, z równie charakterystycznym sposobem tworzenia tekstów. To prawda, można je kochać albo nienawidzić (ja akurat zaliczam się do tej pierwszej „grupy społecznej”). Aby opisać wrażenia podczas odbioru muzyki, posłużę się fragmentem tekstu, w oderwaniu od całości, zmieniając nieco jego kontekst:

„Nie obchodzi mnie już nic
Nie odczuwam żadnych strat
Jestem lekki tak jak puch
I unoszę się ponad tym…”


I znowu te skrzypce, ma się wrażenie, że gościnnie zawitał do Lizard Eddie Jobson! Nic bardziej mylnego, za partie skrzypiec na płycie odpowiedzialna jest Dominika Rusinowska. Dużo dziej się również dzięki sekcji rytmicznej. Łamańce perkusyjne Mariusza Szulakowskiego, kojarzą mi się z grą Maxa Bergmana (perkusisty szwedzkiej formacji Brother Appe). Do tego dochodzą wyraziste kanonady basu Janusza Tarnistry, i gitarowe galopady Daniela Kurtyki, oraz utrzymujące to muzyczne szaleństwo w klarownych, klawiszowych ramach Pawła Fabrowicza.

Sam koniec tej muzycznej uczty jest wyjątkowo mocnym robiący niesamowite wrażenie! Muzyczne trzy kwadranse, przelatują jednak wyjątkowo szybko. Płyta się kończy, w rzeczy samej jak nadejście końca świata. No cóż, chciałoby się, aby ten muzyczny, „jaszczurowy” świat, potrwał zdecydowanie dłużej.

„A gdy nadejdzie świata koniec, chciałbym smacznie spać…”

Marek Toma

10/10

Dodaj komentarz