1. Chapter I
2. Chapter II
3. Chapter III
4. Chapter IV
5. Chapter V
Rok wydania: 2013
Wydawca: Lynx Music
Jest w Polsce dwóch artystów bardzo cenionych, w szeroko pojętym,
progresywnym światku, których (tak przynajmniej sądzę), łączy wiele cech
wspólnych. Pierwsza cecha, to bardzo specyficzny, może trochę
manieryczny (w pozytywnym oczywiście tego słowa znaczeniu) wokal. Druga
cecha, która ma wiele wspólnego z tą pierwszą, to charakterystyczne,
świetne teksty (w obu przypadkach w głównej mierze pisane w języku
polskim). Trzecia zaś z cech, to oczywiście muzyka, która mimo
wyraźnych, klasycznych, progresywnych wpływów (może trochę odmiennych w
obu przypadkach), jest również tak charakterystyczna, że nie można jej
pomylić z inna marką! Co to za osobowości? Jedną z nich jest Adam Łassa –
wokalista legendarnego Abraxas, a obecnie kontynuator podobnego
muzycznego nurtu w formacji Ananke! Natomiast drugi, zacny rodzimy
artysta, to Damian Bydliński, lider bielskiej formacji Lizard! Kolejną
zaś analogią łącząca tych muzyków, jest fakt, że ostatnimi laty,
narazili swoich sympatyków na dosyć długi okres wyczekiwania, na nową
muzykę. Adam Łassa powrócił na rynek muzyczny, tworząc w 2010 roku, nową
formację Ananake. Damian Bydliński, w tym roku wskrzesił natomiast
formację Lizard, po 7 latach muzycznego niebytu!
Wracając do tekstów. Lider zespołu, a zarazem ich autor, często porusza w
nich kwestię przemijania. Trzeba przyznać, że robi to niezwykle
wdzięcznie! Można by się tutaj odwołać do pierwszej płyty Lizarda – „ W
galerii czasu” (zwłaszcza do kompozycji „Każdy dzień to więcej ran w
mej głowie”, albo do pięknej muzycznej opowieści „Autoportret”). Ale
tak naprawdę, tematyka przemijania przewija się przez wszystkie
lizardowe albumy. Na Master & M, autor tekstów również nie stroni
od kwestii przemijania, ubierając ten temat w pięknie brzmiące metafory:
„Na trzy sekundy przed zaśnięciem
naświetlam dnia całego zdjęcie
– i w album przemijania wkładam je.
Pytania wciąż bez odpowiedzi,
szczegóły w których diabeł siedzi.
Czy to kolejny dobrze zżyty dzień?”
W swoich lirykach, lubi również odrobinę „zaszaleć” i nieco
sprowokować słuchacza, dzięki pewnej bardziej ekspresyjnej formie.
Takie nieco turpistyczne motywy, można znaleźć zarówno na wcześniejszych
płytach (np. we fragmencie „PSYCHOPULS # 002 part2”), na poprzedniej
płycie „Spam” („Spam#1”), jak i tutaj, chociażby w tej pozornie
bardziej przebojowo brzmiącej kompozycji „Chapter III”.
„Kto nie tańczył „bajo-bongo”
kto nie drażnił małpy z Kongo,
kto nie poszedł ciemna drogą ten jest kiep.
Kto nie jeździł do Dżakarty
Kto nie przegrał duszy w karty,
kto nie poznał co to żarty z tym jest źle.”
A w kwestii muzycznej? Jak i w przypadku poprzednich płyt, tak i tutaj
nasz beskidzki Jaszczur nie może ustrzec się, od wyraźnych fascynacji
muzyką King Crimson, czy solowych dokonań Adriana Belewa (najwyraźniej
słychać to we fragmentach: „Chapter I”, „Chapter II”). Natomiast
klimatów klasycznego UK, które dominowały chociażby na „Spamie”, jest
tutaj zdecydowanie mniej, a to głównie z tej prostej przyczyny, że w
składzie zespołu nie ma już skrzypiec. Mamy natomiast dwie gitary,
drugim gitarzystą (obok Damiana Bydlinskiego), został Daniel Kurtyka, a
niektóre, z gitarowych solówek, posiadają wręcz metalową moc. Zmiany
nastąpiły również za klawiszami (nowym klawiszowcem został Paweł
Fabrowicz), jak również na stanowisku perkusisty (obecnie bębni
Aleksander Szałajko). Okazuje się więc, że ze starego składu pozostał
jedynie, grający na basie Janusz Tanistra. Może właśnie dlatego, w
najnowszej muzycznej propozycji Lizarda, dostrzec można pewną dozę nieco
odmiennych inspiracji? Chociażby we fragmencie „Chapter 4”, słychać
wyraźne ciągotki w canerburyjskiej, jazz-rockowej estetyki.
Na początku wspomniałem już, o charakterystycznym wokalu. Barwę głosu
lidera zespołu kojarzono już, w pojawiających się recenzjach, z polskim
KOMBI-natorem Grzegorzem Skawińskim. Ja osobiście wymieniłbym tu
również Czesława Niemena. I jeszcze jedna analogia z Niemenem, nie
znam innego wokalistę (oprócz Niemena i Damiana Bydlinskiego
oczywiście), który śpiewając, wymawiałby, w sposób tak poprawny, można
by powiedzieć sceniczny (przedniojęzykowo-zębowo), literę Ł.
Pewnie nie tylko mnie, ale wielu sympatyków muzyki progresywnej,
ucieszyła wieść, że powrót bielskiego, odrodzonego Jaszczura stał się
faktem. Nowa płyta – „Master & M”, jak już sam tytuł sugeruje,
zainspirowane zostało powieścią Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Nie ma
chyba wątpliwości , że to literatura z najwyższej półki. Sądzę, że
również „Master & M”, zarówno pod względem muzycznym jak i
tekstowym, na takie właśnie półkowe miejsce zasługuje!
9,5/10
Marek Toma