1. Heleali (The Sea Will Rise)
2. Noyalain (Burn)
3. Deshta (Forever)
4. Aldavyeem (A Time To Dance)
5. Orion (The Weary Huntsman)
6. Keson (Until My Strength Returns)
7. Do So Yol (Gather The Wind)
Rok wydania: 2021
Wydawca: MEMBRAN
https://schubertmusic.com/
Stęsknionych za ezoterycznym, muzycznym światem Dead Can Dance, czy solowymi dokonaniami Lisy Gerrard ucieszy pewnie wiadomość o nowej płycie zatytułowanej „Burn”, którą Lisa nagrała z człowiekiem w przeszłości również związanym z tą kultowa grupą – Julesem Maxwellem (irlandzkim kompozytorem teatralnym). Jules Maxwell towarzyszył grupie Dead Can Dance podczas koncertów jako klawiszowiec. Stworzył z Lisą Gerrard m.in.: utwór „Rising Of The Moon”, który często był wykonywany na koncertach. Prace nad ich wspólną płytą rozpoczęły się już 7 lat temu. Osobą, która miała również duży udział przy powstaniu tego albumu, jest Jamesem Chapmanem (MAPS), który nie tylko współtworzy muzykę, ale zajął się jej produkcją. Jako ciekawostka, muzyczny wideo-klip kompozycji Deshta (Forever), promującej to wydawnictwo, wyreżyserował Polak, Michał Sosna.
Muzycznie płyta nie posiada tego mroku, który charakteryzował wiele albumów Dead Can Dance. Wprost przeciwnie, posiada więcej światła i przestrzeni, nie pozbawiony jest również pewnej transowości. To jakby fuzja muzyki elektronicznej z egzotyką world music. Kwestia instrumentalna to elektronika, która porównywana może być z twórczością Jeana-Michela Jarre’a, czy Vangelisa. Wokalizy Lisy Gerrard, skojarzą się bez wątpienia z jakąś muzyką etniczną. Całość daje świetny efekt, który powinni docenić zwolennicy tego rodzaju muzycznych form. Album jest stosunkowo krótki bo trwa raptem 35 minut. Trudno tutaj wyróżnić jakiś szczególny utwór, świetnie się chłonie jako całość: majestatyczny „Heleali (The Sea Will Rise)”, jakby plemienny „Noyalain (Burn)”, tajemniczy „Deshta (Forever)”, bardziej witalny i faktycznie taneczny „Aldavyeem (A Time To Dance)”, wręcz sakralny „Orion (The Weary Huntsman)” z bardziej chóralnymi wokalizami Lissy, nostalgiczny „Keson (Until My Strength Returns)” i wieńczący płytę chyba najbardziej ekspresyjny Do So Yol (Gather The Wind).
Okładkowe oko słonia, jakby mrugało do nas, zachęcając do sięgnięcia po to wydawnictwo. Bez wątpienia warto. Świetny soundtrack na późnowiosenne i letnie wypady.
7,5/10
Marek Toma