1.Eon
2.Hen, hen
3.Gdy na mnie nie patrzysz
4.Vena Amoris
5.Sen Laury
6.Monochrom
7.Trzecia zima
8.Wodowanie
9.Za dużo aniołów
10.Sama
11.Nie wiem
12.Kometa
Rok wydania: 2013
Wydawca: Mystic Production
http://www.anitalipnicka.com/
…”Współpraca z Anitą to dla nas zaszczyt i wielka radość. Choć to
dopiero kilkumiesięczna znajomość, mam mocne poczucie, że tak pod
względem artystycznym jak i personalnym jest to artystka, która idealnie
wpisuje się w filozofie Mystic Production. Pasja, szczerość, dobra
energia i wielki talent – to cechy, którymi Anita emanuje. Miałem
przyjemność odwiedzić studio Fishfactory i usłyszeć część utworów z
nowej płyty i tak jako fan jak i wydawca, chcę powiedzieć szczerze –
kocham te dzwięki i przebieram nogami w oczekiwaniu na efekt końcowy”…
Jeżeli takie słowa padają z ust szefa Mystic Production, to myślę, że
co do jakości wydawnictwa nie można mieć wątpliwości. Ale wiadomo. Z
gustami jest jak z tyłkiem. Każdy ma swój. Tym razem jednak mogę śmiało
powiedzieć, że z panem Michałem Wardzałą możemy kupować bieliznę w tym
samym rozmiarze 😉
„Vena Amoris”. Cztery lata przyszło czekać fanom Anity Lipnickiej na
jej nowy krążek. A trzynaście na krążek polskojęzyczny. Myślę, że jej
odsłuch jednak całkowicie zrekompensuje ten czas oczekiwania. Nie będę
porównywał tej płyty z jej poprzedniczkami bo tak naprawdę nie znam ich
aż tak dokładnie, pozostawię to sympatykom jej twórczości. Dla mnie jej
odsłuch to zupełnie nowe doznanie.
Tytuł „Vena Amoris” nawiązuje do legendy o „Żyle miłości”, która to ma
łączyć czwarty palec lewej ręki (ten od obrączki) z sercem. Czyli z
grubsza można się domyśleć o czym śpiewa na tym albumie pani Lipnicka.
Śpiewanie o miłości trąci banałem. Jednak nie w tym przypadku. Tutaj
temat miłości podany jest bardzo tajemniczo, delikatnie i subtelnie.
Mogłoby się wręcz wydawać, że bardzo osobiście. Każdy kto kiedyś kochał,
na pewno „wyrwie” coś z tych tekstów dla swojej duszy i dla swojego
serca. Wiadomo jednak że nie samym tekstem płyta żyje. Na „Vena Amoris” w
parze z dobrymi tekstami podąża cudownie klimatyczna muzyka. Sama Aneta
Lipnicka mówi o niej: „Postawiłam na niekonwencjonalny zestaw
kolorów i vintage’owe brzmienie, instrumenty takie jak pedal steel,
banjo, wibrafon czy Wurlitzer”. Dodaje też: „Chciałam nagrać coś,
co nie będzie przypominało żadnych moich wcześniejszych dokonań ani
kojarzyło się z niczym co można usłyszeć na naszym rynku muzycznym”.
I faktycznie tak jest. „Vena Amoris” wnosi dużo świeżości i nowych
brzmień. Jest jakaś magia w tej muzyce. Mimo całej swojej
instrumentalnej ascezy jest przestrzenna i spełniona. Wiem, że to dziwne
określenie ale uważam, że niczego tak naprawdę jej nie brakuje. Jest
urzekająca i potrafi wciągnąć. Na pewno wycisza, uspokaja i relaksuje.
Duża w tym zasługa instrumentów jakie użyto przy jej nagraniu i
pominięciu efekciarstwa oraz elektronicznych gadżetów. Nie sposób
pominąć tutaj osób w to zaangażowane: Greg Freeman (bębny, instrumenty
perkusyjne, gitara elektryczna, wibrafon), Ali Friend (kontrabas),
Melvin Duffy (pedal steell, gitary, weissenborn, banjo, mandolina) ,Pete
Josef (fortepian, hammond, wurlitzer, wibrafon, harmonium, gitara
akustyczna), John Porter (gitara akustyczna, elektryczna, akordeon,
trójkąt), Stuart Bruce (gitara basowa, dzwonki indyjskie, calabass).
Płyta w większości trąca delikatnie folkiem i takim spokojnym
amerykańskim country. Ale nie brak jej i lekkich bluesowych posmaczków. A
już podany na dalekowschodniej tacy „Sen Laury” to perła w koronie.
Dużym atutem „Vena Amoris” jest jej brzmienie. Trudno uwierzyć w to,
że płyta została nagrana na żywo w 8 dni. W postprodukcji dodano tylko
drugie głosy i drobne dźwiękowe niuanse. Realizatorem dźwięku i
współproducentem płyty był Greg Freeman, który współpracował między
innymi z zespołami takimi jak Goldfrapp, Grandaddy, Mumford And Sons.
Całość zmiksował i zmasterował Stuart Bruce, który „dopieszczał”
wcześniej płyty Boba Marley’a, Kate Bush czy też Vana Morrisona.
Kończąc zachęcam do zapoznania się z tym krążkiem. A nawet do
zaprzyjaźnienia się z nim. Zima tuż tuż, warto więc mieć coś ciepłego w
zanadrzu. Na przykład „Vena Amoris”. Zwłaszcza, że płyta pod względem
wydania jest równie piękna jak sam muzyka na niej zawarta
8.5/10
Irek Dudziński