Płyta miesiąca – Listopad 2019
1. Steh auf
2. Ich weiß es nicht
3. Allesfresser
4. Blut
5. Knebel
6. Frau & Mann
7. Ach so gern
8. Schlaf ein
9. Gummi
10. Platz Eins
11. Wer weiß das schon
Rok wydania: 2019
Wydawca: Vertigo Berlin
https://www.facebook.com/Lindemann/
Debiut duetu Lindemann – Tägtgren był nie lada zaskoczeniem, zarówno ze
względu na skład jak i kontrowersyjną (poniekąd) treść albumu
sygnowanego nazwiskiem wokalisty Rammsteina. Panowie na fali sukcesu
poszli za ciosem i na nowy album trzeba było czekać znacznie krócej niż w
przypadku macierzystej kapeli „Doctora Dicka”. Zwycięskiego składu się
nie zmienia. Sprawdzona wcześniej formuła sukcesu również została
zachowana, z tym wyjątkiem, że Till zrezygnował z języka angielskiego na
rzecz teutońskiej mowy, zyskując tym samym sporo swobody. Pod względem
muzycznym praktycznie bez większego zaskoczenia, choć kilka
niespodzianek na słuchacza czeka. Znów można śmiało powiedzieć, że mamy
mieszankę Rammstein i Pain i to na tyle dobrą, że wpada w ucho i
dostarcza całkiem udanej rozrywki. Znów panowie bawią się przaśną
perwersją, balansującą na krawędzi kiczu, ze sporą dozą specyficznego
humoru, ironii i dystansu.
Robert Cisło
Pierwszą płytę duetu Lindemann Tagtgren wyrzuciłem z pamięci za sprawą
okropnej angielszczyzny Tilla oraz niezbyt smacznego klipu do „Praise
Abort”. Wciąż czekałem na nowy album Rammstein. I o ile „Zapałka” mnie
pochłonęła bezgranicznie, o tyle do wiadomości na temat nowego krążka
solowego projektu byłem bardzo wstrzemieźliwy by nie rzec, że
przyjmowałem je z bardzo chłodną rezerwą. Co więc sprawiło, że album
„F&M” jest u mnie płytą miesiąca? Odpowiedź brzmi „Blut”. W tym
utworze zawarte jest to o co chodzi w muzyce rockowej. Jest
przeszywający klimat, dobry tekst i ta gitara. Lecz ów album ma coś
jeszcze. Znajdziemy na nim zarówno klimaty zbliżone do R+, jest też
ogniste tango- swoją drogą trochę mi się ono kojarzy z pudelsowym
Maleńczukiem. I rzecz najważniejsza obok mocnych tekstów, jeszcze
mocniejszych klipów acz wydaje mi się, że znacznie lepszych niż z
debiutu duetu, są jeszcze melodie. I to jest ogromny atut tej płyty. A
no i Till śpiewa tak jak należy od niego wymagać czyli po niemiecku
dzięki czemu ciężar gatunków jest jeszcze większy
Mariusz Fabin
Till Lindemann – na szczęście – dał sobie spokój ze śpiewaniem po
angielsku. Jego zmagania z ojczystym językiem królowej Elżbiety mocno
raniły uszy. Co prawda teraz pojawiają się zarzuty, że otrzymaliśmy
„Rammstein bis”, no ale jeszcze się taki nie urodził… Cóż, Lindemann
ma tak charakterystyczny wokal, że nawet gdyby zaśpiewał „Wlazł kotek na
płotek”, skojarzenia z macierzystą grupą byłyby nieuniknione. Warto
jednak posłuchać uważnie „F&M”, by wychwycić różne smaczki, które w
aranżacjach przemycił Peter Tagtren, czyli muzyczny kompan Tilla. No i
tanga raczej w Rammsteinie nie uświadczymy… 😉 Bardzo dobra płyta, z
wieloma kawałkami błyskawicznie wpadającymi w ucho.
Robert Dłucik
Pamiętam, że kiedy w lipcu 2012 roku ukazał się numer Teraz Rock
Kolekcji poświęconej Rammstein, w jednym z artykułów padło takie oto
stwierdzenie: „Jedynym muzykiem Rammstein, który w pełni zrealizował się
solowo jest Richard Kruspe”. Najnowsza płyta Tilla Lindemanna, już
druga zrealizowana w duecie z Peterem Tägtgrenem z Hypocrisy prześciga
dokonania Emigrate pod każdym względem. Z całym szacunkiem dla Ryśka, to
Till stworzył najbardziej interesujący side project spośród muzyków
Rammstein. Jeśli jesteście fanami Szóstki z Berlina i jeszcze nie
słyszeliście Feeling B, Die Firma, The Inchabokatables ani Emigrate,
doradzam rozpoczęcie swojej eksploracji orbity okołorammsteinowej
właśnie od tego albumu.
Patryk Pawelec