LILLIAN AXE – 2009 – Sad Day On Planet Earth

LILLIAN AXE - 2009 - Sad Day On Planet Earth

1. Cocoon (Instrumental)
2. Megaslowfade
3. Jesus Wept
4. Ignite 4
5. The Grand Scale Of Finality
6. Sad Day On Planet Earth
7. Hibernate
8. Within Your Reach
9. Down Below The Ocean
10. Blood Raining Down On Her Wings
11. Cold Day In Hell
12. Nocturnal Symphony
13. Divine
14. Kill Me Again
15. Fire, Blood, The Earth And Sea

Rok wydania: 2009
Wydawca: Blistering Records


Llllian Exe nie jest zespołem z pierwszych stron magazynów muzycznych, mimo że ma już długoletnią historię. Ten pochodzący z Nowego Orleanu kwintet karierę rozpoczął w 1983 roku, natomiast ich debiutancki krążek „Lillian Axe” powstał w roku 1988 . Potem były równie udane: „Love And War” (1989), „Poetic Justice” (1991), „Psychoschizophrenia” (1993), „Fields Of Yesterday” (1999). Mimo przychylnym przyjęciom przez muzycznych krytyków, ich albumy nigdy nie były tak popularne jak płyty innych przedstawicieli amerykańskiej, lżejszej odmiany metalowego rzemiosła, których osobiście lubię nazywać „soft metalem”.

Po dziesięciu latach od wydania swojej ostatniej studyjnej płyty zespół powraca nowym materiałem. Moim zdaniem, to bardzo udany powrót.

Zespół nie forsuje szybkiego tempa ale i nie popada w banalną melancholię i nie ucieka też w bluesrockowe zapędy czy ciągotki w stronę country jak ostatnio uczynił to przykładowo w swoim muzycznym powrocie zespół UFO. Poszczególne utwory posiadają swoją dramaturgię, nie sposób się nudzić. Płyta jest niezwykle równa, co można uznać za zaletę ale w przypadku tego typu muzyki może okazać się i wadą, bo trudno wyodrębnić z pośród tylu udanych kompozycji potencjalnego „hiciora”. Można takim uczynić utwór tytułowy: „Sad Day On Planet Earth”? Bo to jedna z kilku bardziej „balladowszych” kompozycji, chociaż nie ma nic wspólnego z ckliwymi balladkami typu „baby i love you”…

Na pochwałę zasłgują instrumentaliści. Szczególnie gitary brzmią niezwykle soczyście i wręcz wirtuozersko, to oczywiście zasługa Steve Blaze,a. Jego solówki są oszczędne, aczkolwiek niezwykle treściwe, mogą się podobać i to nawet bardzo! Następna ważna kwestia – wokal. Derrick Levevre posiada ciekawą barwę, niezwykle solidny, bez jakiejś charakterystycznej maniery, takiej jak w przypadku Stevena Tylera z Aerosmith czy Axla Rose z Gunsów.

Porównałbym muzykę Lillian Axe z zestawem czekoladek „Merci”, niby słodkie ale każda ma zupełnie inny posmak, mimo swej słodyczy smakują wybornie i nie mdlą jak pospolite, tanie wyroby czekoladowe. Tak jak w przypadku tych czekoladek, poszczególne utwory posiadają różnorodne nuty smakowe: jedne z nieco ostrzejszym nadzieniem, inne z kakaową głębią bądź marcepanowym posmakiem. Pierwsza liga wśród czekoladek!

Mimo iż nie przepadam za słodyczami, ta muzyczna bombonierka okazała się wyjątkowo pyszna.
Nawiązując do wyrobów czekoladopodobnych, jest tutaj wszystko co powinny zawierać tego typu wyroby: znakomita produkcja – ciastko, świetne melodie – karmel a przede wszystkim wyśmienity instrumentalny warsztat – czekolaaaaaada!

8/10

Marek Toma

Dodaj komentarz