LEAFLESS TREE – 2015 – Live In Łódź

LEAFLESS TREE - 2015 - Live In Łódź

1. Liar
2. King Of Town Jugle
3. Megacycle
4. Last Walk
5. The Cave
6. Ślepcy
7. World Of Wonders
8. Matplaneta

Extras:
1. Matplaneta… Work In Progress
2. Recover You
3. The Last Walk
4. Waiting For The Storm
5. Ślepcy
6. Summer Jam Part 1
7. Summer Jam Part 2
8. Wanderer

Rok wydania: 2015
Wydawca: Leafless Tree Production
https://www.facebook.com/leaflesstreeband


Klaps – i poszło. Tak zaczyna się wydane własnym sumptem, koncertowe wydawnictwo Leafless Tree, będące zapisem koncertu, który odbył się 26 września 2014 roku, w Łódzkim Domu Kultury.

Ja po tym standardowym klapsie, zacznę może od nazwy zespołu. Jej geneza została wyjaśniona w szerokim, zakulisowym wywiadzie. Okazuje się, że mimo pewnego poetyckiego wydźwięku, jest bardzo prozaiczna: tam gdzie odbywały się próby zespołu, było bardzo dużo wyschniętych drzew dookoła. Kiedy muzycy zastanawiali się nad swoim logiem, wtedy absolutnie nikt jeszcze nie słuchał zespołu Porcupine Tree. Chciałem tutaj jednak zwrócić uwagę na inny kontekst owej nazwy – uważam bowiem, że pasuje do nich wprost idealnie! Analogicznie zespół ten , jest właśnie takim specyficznym, bezlistnym drzewem – posiada bardzo solidny i trwały konar (w postaci świetnych, zgranych ze sobą muzyków), a mimo tego, praktycznie nie posiada jeszcze liści (wydawnictw płytowych). No, może nie tak do końca, bo przecież obrodziły do tej pory małe listeczki, w postaci Ep-ek. No i wreszcie jest ten pierwszy, okazalszy liść- „Lifless Tree- Live In Łódż”. Okazuje się, że liść również bardzo nietypowy, bo jest to wydawnictwo DVD! Szukam właśnie w głowie nazwy drugiego takiego zespołu, który swą dyskografię rozpoczyna od wydawnictwa koncertowego, nie mając na koncie żadnej płyty długogrającej? „…Są koszulki ,są znaczki…” lecz wszyscy czekają na ten prawdziwy pierwszy studyjny muzyczny liść! Nasi dzielni Łodzianie, to pewnie nie jeden przykład na to, że muzyczny potencjał bez wsparcia mediów (lapidarne wzmianki na lokalnych stronach Gazety Wyborczej i Głosie Pabianic), już na stracie są na straconej pozycji. Sam już nie wiem, która droga lepsza – uporczywie wbijać się w skomercjalizowane media jak inny (dzięki owym mediom bardziej znany) łódzki zespół, czy mimo solidnych, muzycznych korzeni i dużemu potencjałowi, latami trwać bezlistnie?

„Sami dobrze wiecie co gramy” – mówi w wywiadzie wokalista Łukasz Woszczyński. Twierdząc , że „…ta muzyka nie jest za bardzo odkrywcza…”, jest w swej wypowiedzi bardzo samokrytyczny. No, bo właśnie – sami wiemy co grają – szeroko pojęty rock progresywny. Można jednak polemizować tutaj z wypowiedzią Łukasza. Jest bowiem wiele zespołów grających ten rodzaj muzyki, które faktycznie do odkrywczych nie należą, brzmią bowiem jak kolejne klony Genesis, Pink Floyd, Marillion… itd. Nasze „Bezlistne Drzewo”, mimo ogromnej fascynacji głównego kompozytora, klawiszowca Piotra Wesołowskiego, stylem gry Tonyego Banksa, absolutnie nie kopiują stylu grupy Genesis. Jeżeli chodzi o progresywne podwórko, są właśnie bardzo oryginalni, posiadając własny styl, co wbrew pozorom nie jest taką łatwą sprawą. I ze świeczką szukać polskiego zespołu, który może pochwali się, tak charakterystycznym i ciekawym wokalem (nie ważne czy śpiewa po polsku czy po angielsku). Wyszukam może trochę dziegciu, w owym koncertowym słoiku miodu. Co mi się nie podoba (a właściwie mniej podoba)? Absolutnie fantastyczna kompozycja polskojęzyczna „Last Walk”, w wersji znanej z ep-ki „The Firs Leaf”, wywołuje absolutne ciary. Wersja koncertowa pozbawiona jest owego, charakterystycznego półszeptu, utwór oczywiście nie traci na wartości , ale już tak nie „mrowi”, jak wersja pierwotna. Jak twierdzą członkowie zespołu jeżeli chodzi o kompozycje „…Każdy ma swojego faworyta…” Mój faworyt? Musiałbym tutaj zaśpiewać wraz z Łukaszem – „Jest obojętne mi” – tutaj nie ma faworytów, bo nawet odległa „Matplaneta” – typowy muzyczny żart, okazuje się prawdziwym hiciorem, bez którego niewyobrażalny jest koncert „Bezlistnych”, czy to w łódzkiej „Luce”, w katowickiej „Katofonii” (w ramach Rock Area on Stage), czy na Festiwalu Rocka Progresywnego w Gniewkowie, gdzie miałem ich przyjemność do tej pory oglądać.

Co tu dużo mówić, to wydane w dużej mierze, dzięki wsparciu zagorzałych fanów zespołu wydawnictwo, jest doskonałą jego wizytówką. Może nie ma tutaj koncertowej ciągłości (muzyka przerywana jest zakulisowym wywiadami). W wywiadach tych są autentyczni i szczery. Dzięki takiemu zabiegowi, idealnie udało się uchwycić to, jakimi są muzykami i jakimi ludźmi. Bonusowy materiał mimo technicznej niedoskonałości, pokazuje natomiast, jaką artystyczna drogę przeszli, aby mógł wykiełkować ten pierwszy, widoczny liść. Audiofile zarzucać mogą, że obraz to nie blu-ray-owa żyleta, dźwięk nie jest w jakości Dolby Surround, a jedynie Dolby Digital stereo, pod sceną nie ma setek szalejących fanów , lecz praktycznie rodzina i najbliżsi przyjaciele (takie wsparcie to jednak największy skarb). Dlatego szczerze życzę zespołowi i oczywiście bardzo wierzę w to, że i takie liście jeszcze wyrosną.

Kolejny więc raz włączam Play All -„Klaps i poszło”- „…nie potrzebuje ciała , nie potrzebuje krwi, jest obojętne mi…”

Marek Toma

Dodaj komentarz