LAZULI – 2007 – En avant doute…

LAZULI - 2007 - En avant doute...

1. En Avant Doute (3:02)
2. Laisse Courir (5:11)
3. Le Repas De L’ogre (5:07)
4. Capitain Coeur De Miel (part 2) (5:03)
5. La Valse à Cent Ans (4:20)
6. Film D’aurore (4:26)
7. Ouest Terne (3:32)
8. L’arbre (4:18)
9. Cassiopée (6:36)

Rok wydania: 2007
Wydawca: Musea Records


Zachęcony ostatnią recenzją płyty francuskiego zespołu Mirage, która ukazała się na łamach naszego portalu, postanowiłem recenzenckie oko Saurona, wyłaniające się z czeluści muzycznego Mordoru, skierować również na rynek francuski. Niekoniecznie okiem Saurona, ale okiem zwykłego śmiertelnika zauważyć można że rynek ten nie jest tak bogaty w progresywne klejnoty jak inne europejskie rynki muzyczne, aczkolwiek i tutaj znaleźć można rzeczy ciekawe, oryginalne i godne polecenia. Do takich oryginalnych wydawnictw zaliczyć można bez wątpienia album „En avant doute… ” grupy Lazuli.

Album ten jest pewnym powiewem świeżego powietrza w świecie muzyki, i muzycy jakby mieli tego świadomość, bo na okładce zdobiącej tą płytę umieścili elektryczny wiatrak który jakby chciał przewietrzyć nieco atmosferę i odpędzić nagromadzone chmury sztampy i wtórności. Niekonwencjonalna jest ich muzyka i niekonwencjonalne instrumentarium które ową muzykę kreuje, bo oprócz klasycznych stricte rockowych instrumentów mamy tutaj: warr guitar, chapman stick, wibrafon, marimbę i inne wynalazki.

Wokalista Claude Leonetti dysponuje bardzo ciekawą, oryginalna barwą głosu, w dodatku teksty śpiewa w języku francuskim co jest w świecie rocka rzadkością, lecz dodaje tej muzyce jakiejś specyficznej estetyki, na dodatek można by się długo zastanawiać czy to głos męski czy żeński ?

Już pierwszy z utworów – „En Avant Doute” zaskakuje swoją potencją muzyczną, trwa zaledwie 3 minuty a zawiera tyle nastrojów: z jednej strony oniryczny, lecz zaskakuje jego nagły symfoniczny impet. Brak na tej płycie tak charakterystycznych dla art rocka kilkunastominutowych długasów, praktycznie wszystkie utwory mieszczą się w pięciominutowych ramach, z wyjątkiem ostatniego – „Cassiopée”, który wykracza poza te ramy aż o 1:36 sekund. Mimo medialnego, radiowego czasu utworów raczej nie zagrzeją one miejsca w żadnej komercyjnej stacji radiowej. Praktycznie trudno wyłonić spośród tych 9-ciu kompozycji jakiejś szczególnie wyróżniajacej sie, może jedynie utwór „L’arbre „ze względu na nieco orientalny charakter, może się kojarzyć z gabrielowską Pasją. Wszystkie utwory są równie dobre i stanowią prawdziwy monolit, a że płyta jest stosunkowo kurtka, więc wchłania się ja jednym haustem, bez wzdrygnięcia się.
Muzyka którą proponuje nam Lazuli można porównać do pięknej kobiety: jest subtelna, lecz umie również pokazać swoje wypielęgnowane ostre paznokcie i koci charakter, czasem bywa powabna, a czasem humorzasta i chimeryczna.

Największym atutem Lazuli jest że tworzy muzykę bardzo oryginalną, nie można zarzucić im jak wielu zespołom art. rockowej konwencji że brzmią jak Camel, Genesis, Yes, Pink Floyd czy King Crimson. Na ścisłość do tej ostatniej grupy jest im jednak chyba najbliżej, ze względu na oryginalne podejście do muzyki.

Lazuli, podobnie jak inny francuski zespół – Mimimum Vital stworzył swój oryginalny, niepowtarzalny styl muzyczny. Nie można lekceważyć francuskiego rynku muzycznego, który nie zalewa świat liczną rzeszą muzycznych grup, lecz posiada zespoły niezwykle ciekawe i oryginalne.

7,5/10

Marek Toma

Dodaj komentarz