1. Straight for the Sun
2. Desolation
3. Ghost Walking
4. Guilty
5. The Undertow
6. The Number Six
7. Barbarosa
8. Invictus
9. Cheated
10. Insurrection
11. Terminally Unique
12. To the End
13. Visitation
14. King Me
Rok wydania: 2012
Wydawca: Roadrunner Records/Epic
http://www.myspace.com/lambofgod
Dziwna sprawa z tym Lamb Of God… Mieli zadatki na bycie naprawdę
wielką kapelą, tymczasem dostajemy już siódmą płytę podpisaną przez
kwintet z Richmond i nie słychać, żeby zespół twórczo się przez te
dwanaście lat od debiutanckiego krążka rozwinął. Najnowsza „Rezolucja”
wydana przez Amerykanów przemawia do mnie raczej średnio i nic na to nie
poradzę. Próbowałem parę razy podejść do tego materiału, ale gdyby ktoś
spytał o poszczególne kawałki – miałbym nie lada problem. Co z tego, że
jest głośno, agresywnie i perfekcyjnie pod względem technicznym, skoro
brakuje czegoś charakterystycznego, zapamiętywalnego… Po prostu: sam
czad – nie ma muzy (z pewnymi wyjątkami). Kawałki przelatują z
prędkością światła i miażdżą uszy z ciężkością drogowego walca, ale…
tak naprawdę niewiele z tego wynika.
Teraz o wspomnianych wyżej wyjątkach. Pierwszy nazywa się „The Number
Six” (czyżby brakło weny na tytuł?), opatrzony całkiem chwytliwym
refrenem oraz intrygującą wstawką w środku, dzięki czemu można go szybko
zapamiętać w zalewie dźwiękowej magmy sączącej się z głośnika. Chwilę
oddechu przynosi akustyczna na poły akustyczna miniaturka ukryta pod
tytułem „Barbarosa”. Wyjątek trzeci nazywa się „Insurrection”, w którym
Randy Blythe pokazuje, że poza wszechobecnym rykiem znane są mu również
inne środki wokalnego wyrazu… Poza tym ten kawałek ma naprawdę fajny
klimat.
No i na deser „King Me”. Blisko 50 minut trzeba było czekać na coś
naprawdę zaskakującego, ale opłacało się. Operowy. kobiecy głos –
interesująco wpleciony w tło. Klawiszowe plamy rodem ze ścieżki
dźwiękowej do jakiegoś horroru … Spokojnie – to nie jakaś gotycko –
metalowa tandeta;) Jest też miejsce na mocarne riffy i agresywne partie
wokalne.
Patrząc na karierę Lamb of God coraz bardziej doceniam… ich krajanów z
Machine Head, którzy mogli przecież przez całe lata odcinać kupony od
świetnego debiutu, a ciągle próbują kombinować. Fakt – mieli też słabszy
okres, ale ostatnie dwa albumy po prostu wymiatają… A Lamb of God jak
ustalił sobie ciasne ramy własnego stylu tak twardo się ich trzyma.
„Resolution” byłaby świetną EPką, ale jako całość po prostu nuży…
6/10
Robert Dłucik