LA PAZ – 2012 – Granite

LA PAZ - 2012 - Granite

1. Too Good To Lose
2. This Boy
3. Lesson In Love
4. Amy
5. Just For Today
6. What Do You Say
7. Still In Love
8. Young And Restless
9. Shame The Devil

Rok wydania: 2012
Wydawca: Metal Mind
http://www.facebook.com/groups/97971875309/


Jestem zaskoczony. Wydawało mi się, już przy okazji solowej płyty Doogiego White’a, że artysta balansuje na bardzo cienkiej granicy, poza którą może znużyć fanów. Zresztą płyta mimo, że była dobra, czy też solidna jedynie momentami posiadała przebłyski geniuszu… Wcześniej (nie tak dawno zresztą) wokalista zagościł w składzie TANK, a i pojawił się gościnnie w naszym gościnnym KRUKu. Przyznam więc, że wieść o reaktywacji LA PAZ i płycie studyjnej nieco mnie zaniepokoiła. Czy czasem nie przeżre mi się jego głos, jak swego czasu wokal pewnego Norwega, a co gorsza, czy nie wyczerpie się muzyczna formuła jego projektów? Sięgnąłem więc po krążek Doogiego i spółki z pewnymi nadziejami, ale i ze sporymi obawami.

Moja reakcja na pierwsze riffy była bardzo entuzjastyczna. Nie mogłem usiedzieć na miejscu!!! Na miłość boską – w pewnym momencie zacząłem nawet tańczyć!!!
Powiem z całą odpowiedzialność od czasów kiedy Doogie White pojawił się na krążku Rainbow – to jest zdecydowanie najlepszy materiał z nim za mikrofonem. Gdyby lód nie pokrywał ulic – na pewno tego dnia wybrałbym się na przejażdżkę jednośladem, a nawet w pośpiechu zapuścił brodę (dłuższą – jak kolesie z ZZ TOP)!

Nieco ponad trzy kwadranse niesamowitej energii – czystej radości płynącej z grania hard rocka – i tym razem, zorientowanie grania bardziej na gitary z wycofaniem klawiszy bardziej w tła. Sprawia to wrażenie obcowania z muzyką utrzymaną bardziej w duchu Rainbow niż Purple – i to jest zdecydowanie miła odmiana.
Dziewięć kompozycji zawartych na krążku mija jak z bata strzelił. Albumu słucha się świetnie mimo tego iż jest przewidywalny. Nawet podczas pierwszego przesłuchania byłem w stanie dośpiewać niejedną rozpoczętą przez wokalistę frazę… Ale okazuje się że ta formuła się sprawdza. W prostocie siła. A muzyka serwowana nam przez (drugiej młodości już) Brytyjczyków tchnie wręcz młodzieńczą werwą!
Jak to w muzyce rockowej bywa niektóre tematy bywają nieco błahe, ale za to wydają się niesamowicie szczere!

„Granite” to płyta, która zawiera 9 potencjalnych hiciorów i trudno wskazać na niej faworyta. Być może moje wrodzone zamiłowanie do nieco bardziej skomplikowanych form nie pozwala mi bez komentarza pozostawić utworu ostatniego. To nieprawdopodobne jak szybko potrafi człowiekowi minąć niemal 10-minutowy utwór!!! Słucha się go wyśmienicie. Bez przesady będzie nawet jeśli użyje określenia, że „chłonie” się go jak gąbka. Kawałek wciąga jak radiowy singiel – jest niesamowity i nie ustępuje przebojowością reszcie albumu. Mimo, że atmosfera jest w nim budowana nieco dłużej. Jednak bardzo ciekawie i z pewną konsekwencją która wpływa znacząco na odbiór utworu. A i pozostawienie takiej perełki na końcu krążka powoduje odruchowe wduszenie „repeat” na odtwarzaczu. Strategicznie panowie… strategicznie.
I owszem „Stranger in us all” to to nie jest… ale „Granite” powoduje, że moja tęsknota za tamtym albumem nieco przygasła,

9/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz