1.Wargasm
2.Scrap
3.Pretend We’re Dead
4.Diet Pill
5.Everglade
6.Slide
7.One More Thing
8.Mr. Integrity
9.Monster
10.Shitlist
11.This Ain’t Pleasure
Rok wydania: 1992
Wydawca: Slash
http://l7theband.com/
Trzeci, legendarny longplay kalifornijskiej formacji L7 to wręcz elementarz dla dziewcząt szukający swojego pierwiastka w muzyce rockowej. Kobiecość i jej manifestacja w wulgarnej formie to główne pryncypium przyświecające omawianemu albumowi.
Choć debiutancki krążek zatytułowany nazwą zespołu oraz wtórujący mu „Smell The Magic” nie ustępują swojemu następcy pod względem artystycznym (nadal grungowa surowica okraszona typowo damską narracją) to jednak dla mnie „Bricks Are Heavy” jest jednym z najbardziej tryumfalnych zwycięstw nad pojęciem „syndromu trzeciej płyty”. O ile w przypadku wielu kapel najlepsze utwory są zazwyczaj rozsiane po różnych albumach wydanych w różnych okresach kariery danego ansamblu, tak w przypadku L7 po zapoznaniu się z tym krążkiem właściwie nie trzeba już sięgać po inne (no może z wyjątkiem „Hungry For Stink”), bowiem to z tego zestawu pochodzą takie nieśmiertelne numery jak „Wargasm”, „Everglade” czy „Shitlist”.
Dla mnie cichą (jedynie w przenośnym sensie ?) bohaterką tego składu jest gitarzystka Suzi Gardner. Choć firmuje ona jedynie trzy utwory (w tym tylko jeden jako wyłączna kompozytorka) to jednak jej charakterystyczne wiosło jest podstawą brzmienia kapeli. Suzi potrafi wykorzystywać proste patenty do budowania prawdziwych dzieł rockowej sztuki. Jej riffy są dosadne, odpowiednio „zanieczyszczone”, a wykonywany przez nią drugi wokal jest zdecydowanie wyższy i bardziej „dziewczęcy” niż liryki w interpretacji przewodniczącej grupie Donity Sparks. Jednak to właśnie ona odpowiada za odpowiednią dozę czadu, głównie za sprawą umiejętnego operowania swoim niskim, pozornie zmęczonym głosem. Częste balansowanie na granicy skali w jej wykonaniu wybrzmiewa zaskakująco czysto.
Jako ciekawostkę mogę dodać fakt, że „Bricks Are Heavy” wyprodukował Butch Vig – ten sam, który chwilę wcześniej przyłożył rękę do multiplatynowego „Nevermind” Nirvany, a dziś jest rytmiczną podporą grupy Garbage. Osobiście uważam, że dzieło L7 jest w stanie sprostać gustom zarówno fanom melancholijnej duszności spod znaku dokonań grupy Kurta Cobaina jak i wielbicielom schizowej stylówy ekipy Shirley Manson.
9/10
Patryk Pawelec