KWIAT JABŁONI – 2021 – Mogło Być Nic

Kwiat Jabłoni - Mogło byc nie

1. Buka
2. Mogło Być Nic
3. Drogi Proste
4. Byle Jak
5. Nie Ma Mnie
6. Kometa
7. Zaczniemy Od Zera
8. Maska
9. Bankiet
10. Wyjście Z Bankietu
11. Przezroczysty Świat
12. Idzie Zima (Bonus)

Rok Wydania: 2021
Wydawca: Agora
https://www.facebook.com/kwiatjabloni/


Warto czasem zboczyć z utartej ścieżki ciężkich brzmień, by odkryć coś zupełnie innego. I o ile w przypadku muzyki zagranicznej ten pomysł daje doskonały rezultat, o tyle w muzyce polskiej rzadko się sprawdza, a rozgłośnie radiowe nie pomagają w tym zupełnie, ogłupiając coraz częściej bardziej niż telewizja. Na szczęście jednak z pomocą przychodzi Internet. I tak dzięki przypadkowi trafiłem w sieci na niewiele mi mówiącą nazwę Kwiat Jabłoni i zaproponowany mi nieco później przez youtube’a hit „Dziś późno pójdę spać” (dwadzieścia siedem milionów wyświetleń i wciąż próżno go szukać na radiowych antenach). No dobrze, dobrze, ale kto za tym Kwiatem Jabłoni stoi? Jest ich dwoje. Ona i On. Ona nazywa się Katarzyna Sienkiewicz. On to Jacek Sienkiewicz. Zbieżność nazwisk nie jest absolutnie przypadkowa, bowiem są oni dwójką z pięciorga dzieci Jakuba Sienkiewicza, lidera Elektrycznych Gitar. I w sumie to jedyne, co ich łączy muzycznie, chociaż Jacek ma (zapewne po tacie) doskonały zmysł obserwacji świata i talent  do opisywania go w tekstach. Grupę uzupełniają jeszcze dwaj muzycy: na gitarze basowej gra Grzegorz Kowalski, a za perkusją zasiada Marcin Ścierański (syn znakomitego jazzmana, Krzysztofa Ścierańskiego, udzielający się także w folkmetalowym Percival Schutennbach i Helroth). Gościnnie na różnego rodzaju bębnach i innych instrumentach perkusyjnych gra Łukasz Biliński. Przed dwoma miesiącami muzycy wydali swój drugi album, zatytułowany „Mogło być nic”. Dwanaście kompozycji i niespełna godzina muzyki. Posłuchamy? Start.

Jako pierwszą grupa prezentuje kompozycję pod tytułem „Buka”. I właściwie ona poniekąd mówi nam z czym będziemy mieli do czynienia przez najbliższych kilkadziesiąt minut. Jest delikatnie, niemal melancholijnie. Przepiękne pianinko Kasi współgra z grą mandolinki Jacka. Jestem też miło zaskoczony wokalem rodzeństwa: Ona niemal dziewczęca, niewinna, On dość niski, może nie śpiewa tak nisko, jak Nick Cave, ale to podobne okolice. Wydawać by się mogło, że oba głosy nie będą do siebie pasować. A jednak… uzupełniają się doskonale. Tam gdzie trzeba, Jacek zmienia swą barwę i dorównuje, by ładnie się to zgrało. W samej kompozycji dobrze wsłuchać się w tło, bo oprócz pianinka mamy tam fajne bębny i klawisze przypominające kwartet smyczkowy. Warto odtworzyć sobie też ciekawy wideoklip, bardzo artystyczny i przemyślany.

Dwójka to numer tytułowy, „Mogło być nic”. Jakiż to jest fajny i radiowy numer! I jaki ma klimat! Jest znów fajna mandolinka, nieco swingująco-jazzujące pianinko, a przede wszystkim pomysłowy i świetnie zaśpiewany (ta dykcja!) tekst. Ależ oni się fajnie bawią melodią w tym kawałku, do tego chwytliwy refren sprawia, że kompozycji tej słucha się stukając stopą do rytmu i samemu chce się ją zaśpiewać.

Zwiewnym krokiem i z uśmiechem na ustach przechodzimy do trójki. A są nią „Drogi proste”. Ten numer kojarzy mi się troszkę z muzyką ulicznych grajków, którzy stając gdzieś na placu lub u zbiegu ulic próbują rozbawić zabieganą publiczność. Ta kompozycja należy do tych, przy których po prostu się przystaje i po chwili zaczyna się niemal tańczyć z nieznajomą osobą. Sama kompozycja zawiera świetny popis umiejętności gry na mandolince i fajną grę na bębnie oraz basie.

Numer cztery to „Byle jak”, będący jednym z moich ulubionych na płycie. Zaczynamy od fajnej zagrywki na mandolinie. Gdyby zamienić instrumenty na elektryczne, to co wtedy otrzymamy? Elektryczne Gitary w najczystszym wydaniu; momentami Jacek śpiewa nawet niemal tak jak jego tato. Znów kolejny fajny numer, lekko swingujący i posiadający spory koncertowy potencjał. Myślę, że kiedyś, na żywo, zabrzmi jeszcze lepiej.

„Nie ma mnie” to doskonały śpiew Kasi – ale ona fajnie przesuwa się wokalem w dół. Natomiast znów całość fajnie uzupełnia Jacek. Instrumentalnie znów się dużo dzieje, począwszy od mandolinki, poprzez genialny bas, aż do melodyjnego pianinka, które równocześnie mogłoby robić za dodatkowy wokal. Słychać tu też, że głos Kasi może pewnego dnia stać się głosem Katarzyny, bo ma on sporą moc i nie zawsze brzmi tak słodziutko…, oj, może zabrzmieć mocniej!

Pierwszą część płyty zamyka „Kometa”. To jeszcze jeden mój ulubiony kawałek za sprawą świetnego pianinka i dzwoneczków na początku. Sama kompozycja kojarzy mi się troszkę z klimatem, jaki potrafił wyczarować zespół Galicja czy Grzegorz Turnau. To również prawdziwie radiowy numer z pokazem wokalnej siły Katarzyny. Ech, i ta cudna melodia… Wpada w ucho i za nic nie chce wyjść…

Stronę B otwiera „Zaczniemy od zera”. Kawałek, który najmniej mnie przekonuje. O ile szybsze fragmenty są całkiem niezłe, to część śpiewana sprawia, że początkowy klimat gdzieś ulatuje. A może to bardzo dobre poprzednie piosenki sprawiły, że jakoś nie mogę się na niej skupić?… Coś w każdym razie jest z nią nie tak, dlatego przejdę do następnej, którą jest „Maska”.

Na szczęście tutaj jest już lepiej, trochę melancholijnie i jesiennie, ale to wszystko za sprawą bardzo ciekawego tekstu, który, nomen omen, w czasach „maskowych” skłania do myślenia. Interesująco wypada tutaj tło w postaci fajnych bębnów, a także niezbyt nachalnych i uzupełniających całość smaczków elektronicznych. Także i tutaj świetnie się wzajemnie się uzupełnia rodzeństwo.

„Bankiet” ukazuje się nieco w około-Galicyjskich (ach, jak fajnie brzmiałaby tu Lidia Jazgar w charakterze gościa) i troszkę kubańsko-salsowych klimatach. Dość ciekawe granie z udziałem chórków, nadających odpowiedni koloryt. Warto wsłuchać się w nuty wystukiwane na pianinku przez Katarzynę, bo niewątpliwie są udziałem dużego autorskiego talentu. Dziesiątą kompozycją jest krótkie „Wyjście z bankietu”, czyli smoothjazzowa improwizacja Kasi oraz Jacka z udziałem melodii poprzedniego utworu. Tu swoje trzy sekundy ma każdy z utalentowanych muzyków, tworzących Kwiat Jabłoni.

Przedostatni jest „Przezroczysty świat”, który od pierwszych sekund wkręca w umysł kapitalny bas. Fajnie znów swoje role odgrywają brat z siostrą. Aranżacja jest dość nowoczesna i znacznie odbiega od ogólnego klimatu płyty, ale myślę, że jest to akurat specjalny zamysł. Trochę mi się to kojarzy z Mariuszem Lubomskim i Dawidem Podsiadło… Jest tutaj także przesterowana mandolinka, co daje ciekawy i zaskakujący efekt. Tutaj właściwie kończy się część podstawowa albumu, bo został tylko bonus w postaci utworu „Idzie zima”. Lekko bałkański klimat uzyskany za sprawą dęciaków, a reszta to jakość Kwiatu Jabłoni – doskonały śpiew, lekkie granie, a całość uzupełnia znów bardzo dobry wideoklip.

W ten oto sposób minęło niespełna godzinne leżakowanie pod Jabłonią. Podczas słuchania tej płyty zastanawiałem się nad jednym pytaniem: dlaczego tego zespołu nie słychać dwadzieścia razy w ciągu godziny w radiu…? Odpowiedź jest banalnie prosta – otóż dlatego, że jest to jest bardzo mądre, zbyt ciekawe granie. Zespół prezentuje doskonały warsztat, zarówno kompozycyjny, jak i wokalny. A więc z punktu widzenia czołowych stacji komercyjnych, nastawionych wyłącznie na ogłupienie słuchacza, z miejsca ich to dyskwalifikuje. Mimo to bardzo polecam, ponieważ Kwiat Jabłoni to jedna z nadziei na lepszą, a przede wszystkim mądrzejszą polską muzykę. Oczywiście zupełnie nierockową, ale przecież nie można cały czas siedzieć w jednej szufladzie…

8/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz