1.Forgotten
2. Let the Dark Do the Rest
3. Start The Healing
4. Lost in the Grandeur
5. Disconnect
6. Hopeless and Beaten
7. Penance to Sorrow
8. My Confession
9. Worst Is On Its Way
Rok wydania: 2022
Wydawca: Loma Vista Recordings / Universal
https://lnk.kornofficial.com/Requiem
Czasy streamingu wyrobiły we mnie nawyk odsłuchu nowości w dniu premiery. Zazwyczaj ma to miejsce w piątki. Sprawdzam wcześniej jakie płyty interesujących mnie kapel mają właśnie premierę… i o ile nie czekają już w mojej skrzynce pocztowej, to lądują na plejliście aplikacji. Mały falstart zaliczyłem z nowym Kornem, jakoś przekonany byłem, że wychodzi tydzień wcześniej. Skoro jednak już zakolejkowałem ten tytuł, ze sporą dozą radochy odsłuchałem single. I jeszcze raz… i kolejny. Kurcze – te kawałki trafiły w mój gust i naprawdę pozytywnie nastroiły do odbioru pełnego albumu.
„Requiem” wydaje się napakowany po brzegi potencjalnymi singlami. Każdy niemal kawałek jest reprezentatywny dla nowożytnego oblicza Korn. Melodie gonią melodie, jest tu odpowiednie dociążenie, trochę nowoczesnego brzmienia tu i ówdzie. Normalnie – Korn w pigułce. I to dosłownie. Przyznam szczerze, że album tak mi przypasował, że dopiero po trzecim obrocie spojrzałem na wyświetlacz i ujrzałem tam 32 minuty. I niby się zdziwiłem, ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza. Płyta jest na tyle dynamiczna, że nie pozostawia niedosytu. Tam cały czas się coś dzieje, nie ma zbędnych przeskadzajek, czy rozbudowanych patentów. Jest za to balans i klimat. Szczypta grozy, nieco melancholii i w pierony energii. Niczego tu nie przedawkowano. Począwszy od kapitalnego otwieracza przez refreny, które wgryzą się każdemu i motywy które przypasują nawet najbardziej zatwardziałym i ortodoksyjnym fanom rewolucyjnego początku kariery zespołu. Ciężko jest mi ograniczyć liczbę faworytów. Ta płyta naprawdę żre jako całość. A do tego chyba każdy zaliczy do ulubionych kawałek wieńczący album, który zawiera wszystko co możesz cenić w Korn. Zabieg strategicznie trafiony. Bo ja zazwyczaj nie kończę na pojedynczym odsłuchu.
Być może trochę paradoksalnie stwierdzę, że to wydawnictwo nie odebrało mi tchu. Prawdopodobnie otrzymałem dokładnie to czego miałem prawo oczekiwać po tej ekipie. Co ciekawe, po (naprawdę) bardzo wielu odsłuchach, płyta nie znudziła mi się ani na jotę. Jest dokładnie tak skomplikowana jak powinna być, tak melodyjna jak trzeba i tak ciężka, jak lubię. „Requiem” to krążek bardzo porządny. I więcej mi nie trzeba. Może i obyło się bez skoków formy. Ale za to poprzeczka ustawiona jest bardzo wysoko, a muzycy Korn przechadzają się po niej jak po linie.
8/10
Piotr Spyra