1.Chaos Lives In Everything (Featuring Skrillex)
2.Kill Mercy Within (Featuring Noisia)
3.My Wall (Featuring Excision)
4.Narcissistic Cannibal (Featuring Skrillex and Kill The Noise)
5.Illuminati (Featuring Excision and Downlink)
6.Burn The Obedient (Featuring Noisia)
7.Sanctuary (Featuring Downlink)
8.Let’s Go (Featuring Noisia)
9.Get Up! (Featuring Skrillex)
10.Way Too Far (Featuring 12th Planet)
11.Bleeding Out (Featuring Feed Me)
Rok wydania: 2011
Wydawca: RoadRunner
http://www.korn.com
Panie i Panowie! Jeżeli ktoś jeszcze o tym – z jakichś niewyjaśnionych przyczyn – nie wie, Metallica nie była jedyną grupą w tym roku, która rzuciła się niczym tragiczny bohater greckiej tragedii z wysokiego klifu wprost do ciemnego, wzburzonego i nieznanego morza. Znany skądinąd Korn (wstawianie tutaj charakterystycznego dla zespołu „R” przekracza moje umiejętności związane z obsługą programów tekstowych, zawziętych fanów serdecznie przepraszam) w swoich muzycznych poszukiwaniach również zawędrował bardzo daleko. Dotarł do mrocznej krainy, królestwa licealno-uniwersytowego społeczeństwa, co to się DUBSTEP zwie i pulsuje złowieszczo w rytmie epileptyka na kwasie. Znam ludzi, którzy na dźwięk tego słowa lub (nie daj Boże!) samej muzyki przysłowiowo „opuszczają lokal”. Niemniej świta Davisa różni się od staruszków pod wodzą Hetfielda jednym szczegółem…
Z „The Path of Totality” wyszedł naprawdę dobry eksperyment! Powody są dwa – Korn, zapuszczając się w elektroniczną otchłań, wciąż „pamiętał, kim jest”, do tego zrobił to z odpowiednim wyczuciem. Owszem, źródłem „ognia” są teraz ciężkie ściany syntezatorów, elektroniczne beaty i nieprzyzwoicie figlarny bas, z których od czasu do czasu wychyli się co najwyżej gitarowy riff, jednak wszystkie dźwiękowe szaleństwa są: dawkowane w idealnych proporcjach, uproszczone do rockowych schematów i otulone rewelacyjnym wokalem Jonathana Davisa, który dwoi się i troi, aby teoretycznie imprezowej muzyce nadać emocjonalnego charakteru i wdzięku (growluje zaskakująco często, swój kultowy scat pozostawiając jedynie na bonusowy „Tension”). Nie zdziw się zatem, drogi Czytelniku, że refren „Way Too Far” wrzuci Ci na kark ciarki, powtarzana dramatycznie fraza „over you” w „Let’s Go” wywoła delikatny niepokój, a miażdżące ściany „Get Up!” rozpali pragnienie wejścia w „grubsze pogo”. Mocy w ogóle jest tutaj ogrom, i słowo to – wręcz kluczowe – powinno stanowić podtytuł „The Path of Totality”.
Korn wiedział, że w obcych stronach przyda się rada obcykanego przewodnika, więc produkcję oddał w ręce dubstepowych gwiazdeczek, których zacnego grona zapewne nie kojarzysz (Skillrex, 12th Planet, Datsik), ale które to ze swojego zadania wywiązało się znakomicie – brzmienie błyszczy jak psu sam-wiesz-co, prosząc o bliższe zapoznanie się z Twoimi sąsiadami lub rozsadzenie bębenków przez słuchawki. Album charakteryzuje mocna spójność i krótki (in plus!) czas trwania, dzięki czemu elektroniczna przygoda mija szybko, uderza bezpośrednio, ładuje akumulatory i pozostawia pragnienie na „więcej”.
Jasne, nie wszystkie utwory dorównują takiemu „Narcissistic Cannibal”, „Burn the Obiedient” lub otwieraczowi, jednak poziom albumu ani razu nie spada poniżej granicy wyższej satysfakcji, dlatego nie mam zamiaru Korna w tej recenzji krytykować. Wręcz przeciwnie, zachęcam do sprawdzenia własnych wytrzymałości na podobne eksperymenty. Ja sam zostałem przez ten elektroniczny wirnik wciągnięty, chociaż byłem pewny, że dubstep (lub cokolwiek temu gatunkowi bliskie) do mnie nie przemawia. Okazuje się jednak, iż z odpowiednią ideą nawet w tym, jakże szalonym świecie muzyki idzie stworzyć dobrą płytkę. Korn skutecznie zamyka buźki krytykantom. Z przyjemnością nadaję „The Path of Totality” miano zaskoczenia roku.
7,5/10
Adam Piechota