1.Uber-Time
2.Oildale (Leave Me Alone)
3.Pop a Pill
4.Fear Is a Place to Live
5.Move On
6.Lead The Parade
7.Let The Guilt Go
8.The Past
9.Never Around
10.Are You Ready to Live?
11.Holding All These Lies
Rok wydania: 2010
Wydawca: Roadrunner Records
Mniej więcej od premiery ostatniego studyjnego albumu Korn, a więc od 2007 roku rozpoczął się proces, który napisał nowe karty w historii grupy. Zespół z Bakersfield ostatecznie znalazł następcę drummera Davida Silverii i faktycznie w 2009 roku zaangażował w swoje szeregi Raya Luziera. W grupie pojawił się też nowy-stary producent czyli Ross Robinson, znany ze współpracy z Kornem przy dwóch pierwszych albumach studyjnych zespołu. Jednak najważniejszym wydarzeniem dla Korn była ucieczka od Virgin Records w ramiona innego wydawcy, również giganta, ale bardziej określonego pod kątem muzyki Roadrunnera. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że współpraca Korn z Virgin Records nie przebiegała pomyślnie, bo wyłączając koncertowe unplugged z 2007 roku grupa znalazła się w studyjnym dołku. Prawdopodobnie ułożone stosunki w grupie i konkretny wydawca spowodowały, że Korn w 2010 powrócił w wielkim stylu albumem o nazwie Remember Who You Are.
Dziewiąty studyjny album grupy podpisywany jest symbolicznie jako dzieło grupy „Korn III”, ale nie jest to ani symbol przejścia do nowego stylu, ani do powrotu ku korzeniom. Korn to już nie jest grupa spontanicznych chłopaków ubranych w dresy i flanelowe koszule (co do tego pierwszego akurat w przypadku Jonathana Davisa nic się nie zmienia), którzy na premierowych koncertach mieli źle ustawiony i niezsynchronizowany sprzęt. To również nie jest grupa księgowych odcinających kupony od bogatej przeszłości. Korn III to Korn tych czasów, taki jakiego oczekiwaliśmy.
Dziewiczy materiał z Rayem Luzierem na perkusji w wersji podstawowej mieści się w trzech kwadransach. Lirycznie album nie odbiega od przenikającego się społeczno-polityczno-religijnego postrzegania świata przez Jonathana Davisa. Według tego znakomitego wokalisty dziewiąty studyjny album Korn opowiada o upadku człowieka, co jest determinowane przez wpływ religii, ale także pospolitych ludzkich słabości i stanów: pieniędzy, narkotyków, stresu.
Rzeczona historia ubrana jest w muzykę, której dzisiaj już nikt nie określa jako nu metal. O takich wynalazkach jakie tworzy Korn można napisać, że jest to metal alternatywny, co dzięki pojemności tego pojęcia ułatwi rozliczenie Korn z szeregu środków i patentów zawartych na Remember Who You Are.
Krążek nie dostarczy nam pojedynczych, wielkich hitów, co jest pewnym novum w twórczości grupy. Wydaje mi się, że dziewiąty studyjny album grupy jest przede wszystkim bardzo spójny, pozbawiony pojedynczych, wybijających się ponad ustalony kanon kawałków. O Remember Who You Are należy raczej mówić jako o zestawie utworów dopasowanych do założonej myśli kompozycyjnej.
Pomimo odstającego od całości, mrocznego wprowadzenia w postaci Uber-Time Korn będzie najczęściej trzymał się rockowego brzmienia będącego w głównej mierze efektem współpracy Munky’ego z Luzierem, która zresztą w licznych momentach zieje metalem (np. Oildale /Leave Me Alone/, Move On czy Let The Guilt Go). Na nowym Korn nie zabrakło specyficznych kreacji, które zbudowały wizerunek zespołu. Są one związane przede wszystkim ze złamanymi, poszarpanymi dźwiękami, do których dodawane są rozliczne tła, rozciągnięte wokale Davisa i świetne basy Fieldy’ego (np. Pop a Pill, Lead The Parade czy Never Around). Oczywiście grupa nie powstrzymała się od zaserwowania refreniastych konstrukcji (np. Fear is a Place To Live, Let The Guilt Go czy Are You Ready to Live?), ale są one stworzone na nowych elastycznych „sprężynach”.
Choć uważam, że niemal czterdziestoletni Jonathan Davis jest w wybornej formie, która tylko podkreśla siłę tego materiału to moje jedyne zastrzeżenia w stosunku do Remember Who You Are związane są właśnie z jego osobą. Na nowym krążku Korn zdarzyło się kilka momentów, w których Davis dostaje zbyt dużo autonomii w operowaniu wokalami. Jego struny głosowe wydobywają atrakcyjne, nieszablonowe dźwięki, ale w utworach jak np. Lead The Parade czy The Past, Davis zostaje sam ze swoimi wokalami w tle z jedynie z perkusją Luziera. Nie brzmi to najlepiej co jest spowodowane pewnie tym, że brakuje w tych fragmentach tempa, które zostało zastosowane np. w Never Around, a w tym utworze osamotnione wokale Davisa brzmią już rewelacyjnie.
Wyłączając ten drobiazg wypada mi obwieścić światu, że oto Korn narodził się na nowo. Uparcie będę twierdził, że nowy materiał grupy nie jest obciążony już niemal mityczną przeszłością studyjną grupy, ani też trendami nakreślanymi w ostatnich latach funkcjonowania zespołu. Remember Who You Are to wyraźna i dosadna odpowiedź na wymagania dzisiejszych czasów w muzyce rockowej i metalowej. Jonathan Davis i jego koledzy z zespołu potwierdzili wielką klasę, której brak im niedawno zewsząd zarzucano.
9/10
Robert Bronson