1 The Rabbit (6:46)
2 Woodnote (6:15)
3 Terminal souls (9:02)
4 Navigated to the blank unknown (5:58)
5 In tomorrow hid yesterday (6:30)
6 Eventide (0:50)
7 In a world of a childs mind (6:21)
8 Breaking of the day (4:40)
9 Metamorphosis (1:25)
10 Swaying to sleep (0:42)
11 Less than abstract (8:38)
Rok wydania: 2010
Wydawca: Progress Records
http://www.myspace.com/koichannel
KOI to przedstawiciele szwedzkiej sceny progresywnej. Początki grupy sięgają roku 2001 gdy dwóch kolegów Patrik Andersson (wokale i gitary) oraz Markus Monttinen (perkusja) zapragnęli założyć zespół. Po okresie jammowania i pierwszych prób grupa skrystalizowała swój pięcioosobowy skład, a dwójkę wymienionych uzupełnili Eemu Ranta (gitary), Robert Palm (instrumenty klawiszowe) oraz Joni Kaartinen (bas).
Rok 2010 przyniósł debiutanckie wydawnictwo zespołu, a krążek zatytułowany nieco tajemniczo „In Tomorrow Hid Yesterday” ukazał się za sprawą Progress Records.
Muzyka serwowana przez grupę młodych Szwedów (to, że młodych sądzę po zdjęciach w książeczce) to wypadkowa tego co charakterystyczne dla progrockowego grania XXI w. Słychać tu wpływy grup pokroju Porcupine Tree, Pineapple Thief czy nawet Mew (do czego zresztą muzycy się przyznają). Sporo tu dusznego, dość intensywnego grania (chwilami muzyka staje się niemal agresywna), nie brakuje elementów psychodeli i mrocznych klimatów. Zespół wyjątkowo sprawnie potrafi budować nastrój, wystarczy posłuchać instrumentalnego „Woodnote” aby poczuć swoisty dreszczyk emocji a zwolennicy nieco tradycyjniejszego podejścia do grania znajdą niemal neoprogresywne klawiszowe solo w „Navigated to the blank unknown”. Brzmienie jest jednak przytłaczające i brudne. Nie ma tu miejsca na krystaliczne gitary i piękne klawiszowe pasaże.
Nie jest to płyta łatwa, to krążek dość wymagający. Pierwsze przesłuchanie wręcz otępia umysł i trudno coś na temat tego wydawnictwa powiedzieć. Z każdym kolejnym jest jednak lepiej, wyłapuje się kolejne smaczki czy ciekawe patenty – tu zagra pianino, gdzie indziej pojawia się ciekawa partia gitar, w niesamowity nastrój wprowadzają dzięki wiolonczeli. Bardzo schowane partie wokalne uzupełniają warstwę muzyczną i można odnieść wrażenie, że to instrumenty odgrywają tu główną rolę.
Album jest przytłaczający, brakuje tu odrobimy „powietrza” czy iskierki optymizmu, melodii, która na dłużej zakotwiczy w umyśle. To jesienna muzyka, na długie jesienne wieczory….
7/10
Piotr Michalski