1. The Slide
2. Timeshift Box
3. Islands
4. The Great Silence
5. Lullaby For an Innocent
6. Evasion
7. Numb (incipit,climax & coda)
8. Washing out memories
9. A new life
10. Lovocaine
11. Fading Out Pt. III
12. Phlegethon
Rok wydania: 2010
Wydawca: Scarlet
W temacie progresywnego grania ocierającego się o progmetalową
konwencję obecny rok okazuje się bardzo ciekawy. Zachwycają debiutanckie
płyty Brytyjczyków z Haken czy holendrów z Day Six czy niemieccy
progmetalowi wyjadacze – grupa Vanden Plas. Do tego grona bez wątpienia
można zaliczyć włoski Kingcrow. Podobnie jak w przypadku Haken czy Day
Six balansują swoja muzyczną formą gdzieś na pograniczu progresywnego
rocka a progresywnego metalu. Pierwsze dwa przykłady to rozpoczęli w
1996 roku nosząc początkowo nazwę Earth Shaker. W 1997 troku wydali
swoje pierwsze promo: „Eyes Of Memories”. W 2000 roku ukazała się
kolejna promówka: „Hurricane’s Eye”. Rok później światło dzienne ujrzał
ich pierwszy studyjny album: „Something Unknow”. Po kilku ewolucjach
personalnych zespół brnął dalej do przodu, nagrywając album koncepcyjny
„Insider”, następną produkcją Wochów była rockopera – „Timetropia”.
Wreszcie przyszła pora na najnowsze dzieło – „Phlegethon”! Obecny skład
zespołu wygląda następująco: Diego Marchesi (Lead & backing
vocals), Diego Cafolla (Guitars /Backing Vocals), Ivan Nastasi (Guitar
& backing vocals), Francesco D’Errico (Bass Guitar), Cristian Della
Polla (Keyboards & Synths), Thundra Cafolla (Drums &
Percussions).
Już sama okładkowa grafika (para dzieciaków trzymających się za ręce,
stojących na piaszczystej plaży, wpatrzona w morski krajobraz) zachęca
do sięgnięcia po ten album. Płyta rozpoczyna się i kończy właśnie
odgłosem szumu morskich fal. Po dosyć oszczędnym wstępie („The Slide”)
drugi z utworów („Timeshift Box”) jest zdecydowanie ostrzejszy,
wychwycić w nim można nieco aury rodzimego Riverside. Najspokojniejszy
moment płyty jest przyjemna, balladowa „Lullaby For An Innocent”. Mamy
również nieco orientalizmów (chociażby w utworze „Washing Out
Memories”).
Wiele na tej płycie fajnego przestrzennego grania, ciekawych melodii
zarówno tych subtelniejszych, jak i tych zdecydowanie drapieżnych,
opartych na brzmieniu dwóch gitar, klawiszy i solidnego wokalu. Bardzo
często bywa tak, że utwór sączy się leniwie, by za chwile zabrzmieć z
prawdziwym metalowym zębem by znowu za moment zrobiło się bardziej
lirycznie. Przykładem może być tutaj kompozycja „Numb (Incipit, Climax
& Coda)”, najbardziej zróżnicowana i moim zdaniem najciekawsza.
Mnóstwo na płycie fantastycznych wątków, melodycznych – brylancików w
całości składających się na muzyczny niezwykle okazały, szykowny
muzyczny naszyjnik. Poszczególne oczka owej muzycznej kolii nie
posiadają klejnotów potężnej wielkości, małe perełki: najmniejsze: „The
Great Silence” – 2.24, „The Slide” – 2.38, największe: „Numb” – 8.47 i
zmykający album, najdłuższy „Phlegethon” – 9.37. Wszystkie błyszczą i
najlepiej postrzegać je nie odrębnie lecz jako całość.
Wpływy inspiracje jakie można wychwycić w blasku owych klejnotów: od
Dream Theater, poprzez Porcupine Tree, Riverside na Rush-ach
skończywszy. Szlachetny jubilerski wyrób, warto po niego sięgnąć.
Z pewnością nie jedna pani lubująca się w podobnych klimatach
(pozdrawiam) 😉 wybrałaby taki prezent od rzeczywistego naszyjnika
nadziewanego szlachetnymi kamykami.
8,5/10
Marek Toma