1. Intro
2. Toxic People
3. King Lure
4. Apple Case
5. Sin-derella
6. Nothing Now!
7. Vigil
8. French Kitchen
9. Breath
10. Exit Utopia
11. X (bonus track)
12. Town That Never Wakes (bonus track)
13. Nothing Now! (video)
Rok wydania: 2012
Wydawca: RDS Music
http://killjoy.metal.pl/
Trochę niepostrzeżenie przemknęła gdzieś z boku druga płyta śląskiego
Killjoy, wydana w ubiegłym roku. W sumie szkoda, bo „Licensed To Sin”
zawiera całkiem niezłą dawkę muzyki z pogranicza thrash/heavy,
upichconej według obecnie panujących trendów. Oprócz tego płyta
propaguje liczne elementy zahaczające o odmienne rejony rockowej
stylistyki.
„Dwójeczka” ekipy z Rudy Śląskiej to w sumie jedenaście numerów (w tym
intro) o stosunkowo wysokim poziomie szaleństwa. Panowie luźno trzymają
się thrashowej konwencji i bez skrępowania pozwalają sobie na dość
odważne wędrówki w odmienne rejony muzyczne, i tak np. przy okazji
„Sin-derella” można poczuć klimat znamienny dla starszego Flapjacka.
Tudzież przewijają się wątki w stylu Alice In Chains, co pokazuje
„Nothing Now!”. Można też natrafić na różne smaczki, jak to ma miejsce
choćby w przypadku orientalnego wstępu do „Toxic People”. Bywa różnie –
atmosfera „Licensed To Sin” jest dość zróżnicowana, a sam zespół próbuje
swoich sił na różnych frontach. Znalazło się miejsce na nastrojowość,
eksperymenty, metalowy cios i ciężar. Muzycznie można również napotkać
odniesienia wobec twórczości takich grup jak: Chrome Division, Black
River. Jest też trochę skandynawskiego grania – pokazuje to cięższy
„Vigil”. Ponadto płyta posiada balladowe wtrącenia, co najlepiej oddają
zwrotki klimatycznego „Exit Utopia”, utworu znów nawiązującego do sceny
grunge’owej oraz bonusowy „X” – jedyny kawałek z polskimi tekstami
(fajny akcent, trochę w stylu Turbo – aż prosi się o więcej).
Killjoy brzmi nowocześnie, a przy tym ciężko. Mimo tego chłopaki nie
rezygnują z gitarowych solówek, czy też czystych zaśpiewów (momentami
słychać dickinsonową manierę). Poza tym dużo tu gęstych riffów,
podwójnej stopy, wokalnej „chrypy” oraz melodii, które może nie zapadają
głęboko w pamięć, ale ich obecność jest dużym atutem.
Nie drążąc dalej tematu, trzeba stwierdzić – „Licensed To Sin” to rzecz
warta obadania, zrobiona z głową i brzmiąca jak trzeba. Co prawda nie
jest to materiał odkrywczy, nowatorski, jednak mimo wszystko jest czego
posłuchać. Bez rewelacji czy euforii, ale na przyzwoitym poziomie. Kto
dysponuje nadmiarem wolnego czasu i ma chrapkę na coś nowego, ten może
się skusić…
7/10
Marcin Magiera