1. The Touch
2. Black Ice
3. Wheel Of Fortune
4. Mimicking Death
5. The Danger Zone
6. One Of A Kind
7. Tommy’s Cane
8. Still Walking
9. Walls Of Sympathy
10. Falling Away
11. Justify
12. Thy Will Be Done
Rok Wydania: 2009
Wydawca: Scarlet Records
Odejście Michele Luppi’ego z Vision Divine podzieliło fanów kapeli. Część zapewne ucieszył powrót na łono kapeli Fabio Lione (Rhapsody), inni z kolei rozpływali się nad tematem utworzenia przez Luppiego nowego zespołu – Killing Touch. Wprawdzie jestem fanem głosu Michele, ale na Vision Divine kreski nie postawiłem… Okazało się, że rozłam spowodował, że na włoskiej scenie mamy obecnie dwie ciekawe, silne grupy oscylujące na pograniczu melodyjnego progpoweru…
Zaskakujące, ale i budujące jest to, że Killing Touch w zasadzie nie ustępuje występom Luppiego w poprzedniej kapeli – powiedziałbym nawet, że bardzo blisko KT do ówczesnego oblicza VD. Na szczęście zespół dowodzony przez Olafa Thorsena powrócił do grania bardziej zorientowanego na heavy – stąd nie ma problemu stylistycznego powielania. Mogło to być tym bardziej problemem, że w Killing Touch gościnnie pojawiają się byli koledzy z zespołu – Puleri i Torinci…
Zanim przejdę do opisania zawartości muzycznej wspomnę, że One of the Kind to koncept album oparty na powieści Stephena Kinga – Dead Zone. A partie wokalne podzielone zostały w tekstach na role… w takim wypadku jedynie szkoda, że nie zaproszono kliku gości za mikrofon. Incydentalnie pojawiają się jedynie namiastki growli czy raczej głosy przesterowane, które mają podkreślić dobitnie frazę…
Cóż zatem Killing Touch ma do zaoferowania? Niesamowicie energetyczną dawkę melodyjnego metalu. Stylistycznie, a nawet brzmieniowo albumowi blisko do dwóch poprzednich płyt Vision Divine… Ale na One of the Kind znajdziemy więcej perełek niż w płytach poprzedniego zespołu Luppiego. Więcej rewelacyjnych, porywających utworów…
Od otwierającego album The Touch, przez rewelacyjny nieco wolniejszy ale bardziej rytmiczny Mimicking Death, po świetny bardziej balladowy One of the Kind czy genialny Justifie, gdzie pojawia się motyw zagrany wcześniej w Black Ice.
Sporo tu akustycznej przestrzeni, wiele pianin czy akustycznych gitar, soczystych solówek.. i to zarówno tych zorientowanych na melodię, jak i tych zagranych z szybkością i pasją… Jedynym, ale za to sporym mankamentem albumu jest ponad ośmiominutowy utwór instrumentalny Still Walking, w którym znalazło się kilka motywów z płyty zagranych jedynie na pianinie. Gdyby utwór ten skończył się po trzech minutach – mógłby być swoistą wisienką na torcie. Niestety po dłuższym czasie nuży, a umieszczenie go gdzieś po środku albumu powoduje wybicie słuchacza z rytmu… Zatem przez ten kawałek odjąć zmuszony jestem punkt…
Pozostałe utwory natomiast nie pozostawiają niedopowiedzeń… One of the kind jest albumem świetnym i pozycją obowiązkową dla miłośników melodyjnego metalu.
Obie grupy podzielonych fanów Vision Divine powinny być z niego zadowolone.
8,5/10
Piotr Spyra