KILL RITUAL – 2012 – The Serpentine Ritual

Kill Ritual - 2012 - The Serpentine Ritual

1. The Serpentine Ritual
2. Torn Down
3. Time To Kill
4. Ambush
5. Old School Thrasher
6. Coat Of Blood
7. Cold Hard Floor
8. Law Of The Land
9. The Day The World Dies
10. Prisoner Of The Flesh
11. My Neighbourhood (bonus track)

Rok wydania: 2012
Wdawca: Scarlet Records
http://killritual.com/



Debiut KILL RITUAL był dla mnie zaskakujący z kilku powodów. Po pierwsze, jako że zespół tworzą muzycy znani z innych kapel (Imagika, Eldritch, Dark Angel), powstanie formacji było szumnie zapowiadane, a album promowany w sieci. Trudno w takim przypadku nie wyrobić sobie pewnych oczekiwań. Utwór promocyjny zamieszczony na soundcloud, zazwyczaj przepuszcza się między palcami… Bo nie do końca można stwierdzić czy jest reprezentatywny dla całej płyty, ani czy nie jest to aby kawałek niestarannie skompresowany… A co za tym idzie, sam album może brzmieć znacznie lepiej…

Cóż, właśnie poprzednie zdanie jest dość kluczowe by opisać pierwszy kontakt z płytą. Byłem zawiedziony brzmieniem „The Serpentine Ritual”. Domyślam się, że to zabieg zamierzony aby płyta brzmiała jak produkcje z polowy lat 80-tych zresztą za końcowy rezultat odpowiedzialny jest Andy La Rocque. Jednak niestety w dzisiejszych realiach chyba tylko ortodoksyjni fani uznają efekt za atut. Produkcja jest płaska, mimo że dość selektywna. Przyrównałbym ją do niektórych płyt heavy-thrashowych trio… Jak choćby Raven czy Sodom… Od tego drugiego znacznie tu więcej melodii. Brzmieniowo kłania się tu także wczesna Metallica.

Przejdźmy jednak do kolejnego zaskoczenia które zafundował mi album. Przyznam, że pierwszy kontakt i zawód spowodowany przez brzmienie spowodował, że kompozycje same w sobie miały nieco utrudnione zadanie aby płyta wkradła się w moje łaski. To co reprezentuje sobą muzyka zespołu trafia jednak w moje gusta ze wszechmiar. Mieszanka wybuchowego i energetycznego grania, okraszona wieloma zmianami temp, klimatami zwolnień, solówkami i niezłymi patentami. Tak muzycznie jak i wokalnie niejednokrotnie przychodziły mi na myśl porównania do progresywnych innowatorów. KILL RITUAL umiejętnie porusza się na pograniczu heavy, thrashu, a nawet muzyki znacznie bardziej złożonej. Generalnie oscylując w łamanych thrashowych galopadach, zespół nie stroni od sprawdzonych patentów, ale odnoszę wrażenie, że te bardziej oczywiste (jak typowo maidenowskie solówki w harmoniach, czy też korelacje gitar w dysonansach, a nawet hardcore’owa maniera wokalna) pojawiają się jedynie incydentalnie dla dodania smaku.
Przyznam, że kompozycjom naprawdę niewiele brakuje by wrażenie jakie na mnie wywołują opisać jako zachwyt.

Niestety powraca kwestia wspomnianego na początku brzmienia, które może nie tyle dyskredytuje album w moim odczuciu, ale obniża jego wartość znacznie. Ja wiem, że to pobożne życzenia i że zespół chciał zabrzmieć klasycznie czy retro… Ja raczej widziałbym tu za konsolą któregoś z Hansenów (Tommyego, a jeszcze bardziej Jacoba) brzmienie zyskałoby na dynamice i soczystości, a w drugim przypadku byłoby także nowoczesne.

Przypuszczam, że wówczas płyta skończyłaby na podium mojego rocznego podsumowania. Będę dość surowy i za kiepskie brzmienie tych świetnych kompozycji odejmę tyle punktów, by ocena nie dobiła do bardzo dobrej. Niby to kwestia przyzwyczajenia, czy akceptacji… ale jednak gdzieś podskórnie trudno mi się pogodzić ze zmarnowaniem takiego potencjału.

7/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz