1. Going Going Gone – feat .Lukasz Lach (L.Stadt)
2. Niebieski Parasol – feat. Ania Dąbrowska
3. Rodzaj Męski – feat. Marcin Rozynek
4. Równa się – Kielich
5. Gdy nie widzisz – feat Luiza Staniec
6. Shanghai Girl –feat .John Porter
7. Choć rozum śpi – feat.Ania Rusowicz
8. 10 lat – Kielich
9. Lizzy – feat.Kasia Stankiewicz
Rok wydania: 2012
Wydawca: Universal Music Polska
Krzysztof Kieliszkiewicz, dla przyjaciół i fanów zwany po prostu Kielichem. Od 18-tu lat czyli od reaktywacji w 1994 roku zasila sekcje rytmiczną w zespole Lady Pank. Ale co ma zrobić muzyk gdy w duszy grają mu nutki, których nie może uwolnić w swojej macierzystej kapeli?. Nie pozostaje nic innego jak tylko stworzyć swój własny projekt. I tak też się stało.
Powstała płyta „Dziecko szczęścia”. Produkcją muzyczną zajął się (znany ze swojej współpracy z zespołami Mancu i Rotary) Luka, realizacją nagrań Adam Toczko natomiast miks materiału to już dzieło obu panów. Kielich oprócz tego, że jest producentem i autorem materiału przy nagraniu płyty zajął się także (poza grą na gitarze basowej oczywiście) instrumentami klawiszowymi. Oprócz niego w nagraniu płyty wspomogli go gitarzysta Sofy Tomasz Ogranek oraz perkusista Wilków Hubert Gasiul. Prawdziwa gratka to jednak dobór wokalistów. Oprócz Kielicha, który na płycie śpiewa w dwóch utworach wokalnie wspomogli go Ania Dąbrowska, Kasia Stankiewicz, Ania Rusowicz, Luiza Staniec, John Porter, Marcin Rozynek oraz Lukasz Lach z L.Stadt. Gdyby było wam mało, warstwą tekstową zajęli się Muniek Staszczyk oraz Anita Lipnicka. Wydawać by się mogło, że taki kalejdoskop nazwisk powinien zagwarantować sukces. I być może stacje i rozgłośnie komercyjne ten dobór docenią bo przecież ci sami wokaliści okupują ich listy przebojów. Ja natomiast po przesłuchaniu tej płyty mam bardzo mieszane uczucia. Bo tak naprawdę nie znalazłem na niej nic nowego ani nic co wywołałoby jakieś szczególnie super wrażenia.
Generalnie utwory zbliżone mocno do tego, czego pełno w rozgłośniach radiowych. Mieszanka radiolubnych ballad, troszkę mocniejszych utworów. Brzmieniowo żadnych przesterów ale za to wyraźnie (a jakże by inaczej skoro Kielich jest basistą) brzmiący bas oraz trochę elektroniki w tle. To chyba za mało. Także fakt, że w nagraniu tej płyty wzięło udział tylu różnych wokalistów i wokalistek sprawia, że wydawnictwa słucha się raczej jak składanki. Nie jest to broń Boże zły krążek. Nazwę go jednak „jednorazówką”. Nie sprawia niestety, żeby chciałoby się do niego częściej wracać. Jedno przesłuchanie i wszystkie utwory umykają z naszej pamięci gdzieś hen daleko.
5/10
Irek Dudziński