1. Overture 01:48
2. Harbinger of Doom 04:12
3. Silence 07:49
4. Sanity Fails 03:59
5. Epiphany of a lunatic 07:33
6. Sirens 07:26
7. Delusion 05:11
8. Compos Mentis 08:39
9. Silence Slight Return 07:41
Rok wydania: 2017
Wydawca: Kera
https://kerainvidia.bandcamp.com/album/hysteresis
Poprzednie wydawnictwo francuskiej grupy KERA zapadło mi w pamięć na tyle, że z zadowoleniem przyjąłem informację o ich debiutanckim długograju. „Hysteresis” to sprawdzian, jak tak intensywna i wielowątkowa muzyka sprawdzi się w formacie pełnego wydawnictwa i to sprawdzian zaliczony. Choć tak po prawdzie odczucia są zgoła inne. Sygnalizacja stylistyki w ramach EPki mogła pozostawić słuchacza zaintrygowanego i muzycznie niezaspokojonego. Tutaj wprawdzie nie doświadczymy przesytu, ale faktem jest że oczekiwania zostają wypełnione po brzegi… wręcz z meniskiem.
Jeśli podobały się wam poprzednie nagrania zespołu, to macie pewne wyobrażenie czego oczekiwać po „Hysteresis”. Jeśli spodziewacie się ambitnej ekstremalnej muzyki, to oczekiwania te zostaną jak najbardziej spełnione. Formuła srebrnego krążka wypełnionego muzyką, pozwoliła na umieszczenie dziewięciu kompozycji obdzielonych bogato motywami przewodnimi i smaczkami. Na solidnych podstawach rytmicznych i soczyście brzmiących riffach prześlizguje się tyleż melodii co patentów obliczonych na zaskoczenie odbiorcy. Otrzymujemy więc istny muzyczny rollercoaster, który nie tylko serwuje wzloty i szalone galopady pędzące na złamanie karku, ale i masę korkociągów powodujących istny zawrót głowy. Nie poskąpiono fragmentów akustycznych gitar, czy też motywów inspirowanych muzyką etniczną. I o ile te drugie sprawiają bardzo dobre wrażenie, tak co najmniej dwukrotnie zdarzyło mi się podczas akustycznego wstępniaka kontrolować czas trwania. Całe szczęście granice przyzwoitości zostają nie tyle przekroczone co ledwie nadwyrężone. Ale jeśli miałbym na coś kręcić nosem, to będzie to ten element.
Warto wspomnieć o kwestiach brzmieniowych. Produkcja albumu jest niezwykle klarowna, ale nie odejmuje brudu przesterom, czy też pewnego lampowego ciepła liniom basowym. Balans między nowoczesną produkcją i organicznym brzmieniem został należycie zachowany. Podoba mi się również że nie poskąpiono w całym tumulcie łamańców miejsca na szalone, wirtuozerskie wręcz solówki gitarowe. Jeśli chodzi z kolei o śpiew… to ukontentowani będą wielbiciele pełnej palety ekstremalnych wokali, w tej kwestii mamy istny urodzaj i istny urodzaj szalonych growli, głębokiego bulgotu i szaleńczego wrzasku. A wszystko to ponownie trzyma się kupy.
Nowy krążek francuzów zdecydowanie przypadł mi do gustu. Wprawdzie nie rozwalił mnie, bo po pierwsze oczekiwania były wygórowane, po wtóre w bardziej ścisłych i skondensowanych ramach muzyka ta pozostawiła więcej niedopowiedzeń. W przypadku płyty, powiedziałbym że możemy mówić o pewnym spełnieniu i że zespół zaserwował większą dozę podomykanych spraw. Ale owszem. Jeśli taki ma być również ich drugi album, to ja tą formułę kupuję.
8,5/10
Piotr Spyra