1. Synesthesis Ouverture 1:36
2. Synesthesis I 4:13
3. Nevertheless 3:27
4. Synesthesis II 9:56
5. Sad Song 4:04
6. Inter Arma Silent Musae 4:50
7. Look at Me 11:38
8. Willow Green 7:08
9. Synesthesis III Finale 3:58
Rok wydania: 2001
Wydawca: Luna Music
http://www.kayanis.com/
Zwolennicy rockowych brzmień mogą, słuchając tego albumu, poczuć się
nieco zagubieni, ale zapewniam, że warto posłuchać „Synesthesis” w
całości. Ten drugi w dorobku Kayanisa krążek to potężna porcja dość
patetycznej muzyki, muzyki okraszonej ogromną ilością elektroniki, ale i
wzbogaconej niezwykle udanymi partiami chóru, orkiestry czy rockowej,
gitary elektrycznej. Od pierwszych dźwięków podniosłego intra
„Synesthesis Ouverture” po zamykające krążek „Synesthesis III” mamy do
czynienia z muzyką, która może się podobać a ten swoisty miks
wspomnianych elementów wypada niezwykle udanie. Dość zakręcony
„Nevertheless” z wyrazistą rytmiką i nieco industrialnymi gitarami,
okraszony fantastycznymi partiami wokalnymi to bez wątpienia jeden z
atutów tego krążka. Kolejną perełką, a może i najlepszą na tej płycie
kompozycją jest „Synesthesis II”. Ten utwór to swoiste zaprzeczenie
elektronicznej, Jarre’owej „Synesthesis I”. Rozpoczyna się mięsistym
riffem gitarowym, następnie pałeczkę przejmują brzmienia orkiestry,
pojawiają się gitary akustyczne a wszystko w charakterystycznym dla
Kayanias nieco podniosłym i bombastycznym nastroju. Mamy tu niezwykle
udaną, choć dość oszczędną, raczej klimatyczną niż techniczną solówkę
gitarową i wiele pięknych melodii. Osoby o bardziej romantycznych
duszach bez dwóch zdań zakochają się w przepięknej balladzie „Sad Song”.
Muszę przyznać, że już dawno żaden utwór balladowy nie zrobił na mnie
takiego wrażenia. Przecudowna melodia i piękny głos wokalistki wraz z
partiami smyczków i gitary akustycznej w tle wypadają wprost
fantastycznie, a każda sekunda tej kompozycji jest czystym relaksem i
ukojeniem.
„Synesthesis” to płyta, która może i nie jest rockowa. Kayanis nie boi
się jednak eksperymentów i coś dla siebie znajda tu zarówno zwolennicy
muzyki elektronicznej jak i bardziej rockowych brzmień. Jedynym
mankamentem krążka jest nieco syntetycznie brzmiąca perkusja, reszta
wypada niezwykle wiarygodnie. Tą płytą Kayanis udowodnił, że jest
muzykiem nieprzeciętnym, a przecież wtedy jeszcze nikt nie myślał o tym,
co miało nadejść dopiero za kilka lat czyli „Where Abandoned Pelicans
Die”.
8/10
Piotr Michalski