KARMAKANIC – 2008 – Who’s The Boss In The Factory

Karmakanic - Who's The Boss In The Factory

01. Send A Message From The Heart
02. Let In Hollywood
03. Who’s The Boss In The Factory
04. Two Blocks From The Edge
05. Eternally Pt: 1
06. Eternally Pt: 2

Rok Wydania: 2008
Wydawca: Inside Out
Dystrybucja: Mystic Prod


Kiedy zobaczyłem na stronie Inside Out zapowiedź nowego krążka Karmakanic, byłem zachwycony. Szczerze mówiąc nie liczyłem, że grupa nagra kolejny album. A już na pewno nie z Goranem Edmanem za mikrofonem. Wszystko to za sprawą napiętego grafika Edmana. Goran należy do grupy moich ulubionych wokalistów, a słyszeć go w repertuarze rocka progresywnego – to prawdziwa przyjemność.
Kiedy podczas wielu przesłuchań tego albumu w głowie formowały mi się pierwsze zdania recenzji, jako pointę postanowiłem zapisać, że w czasach kiedy ambitny rock przestał być progresywny a zaczęto stosować określenie progrock, Karmakanic z podniesionym czołem prezentuje muzykę iście progresywną. Myślę, że jeśli napiszę to we wstępie, to też będzie dobre miejsce dla tej informacji.

Obecnie na żadnym z fanów rocka progresywnego wrażenia nie robi długość utworów. Artyści czasem wydają się prześcigać w układaniu suit. Jednak wielką sztuką jest utrzymać poziom takiego utworu, sprawić aby ze słuchacza nie opadało napięcie i skupienie. Rozwiązaniem jest zatem wiele wątków. Czasem zespoły zapominają o czymś co sprawia, że wiele patentów w ramach długiego utworu spina wszystko klamrą i równie dobrze można kawałek podzielić. Inni z kolei zapominają o tym, że tworzą dla ludzi i w zalewie motywów słuchacz traci kontakt z muzyką.
Dlaczego o tym wspominam? Otóż te zarzuty nie dotyczą Karmakanic. Album „Who’s the boss in the factory”, jest albumem progresywnym zawierającym długie suity. Jednak od pierwszego do ostatniego dźwięku, (oczywiście przy odpowiednim nastawieniu), słuchaczowi nie grozi rozkojarzenie. Nawet mimo tego, że wiele tu ukołysanych fragmentów. Bardzo ważną rolę odgrywają tu klawisze. Pasaże pianin występują tu na zmianę ze ścianami hammondów, czy brzmieniami charakterystycznymi dla prog metalu.
Osobny akapit należy się gitarom na albumie. To co wyprawia się tu w sferze gitar jest nieprawdopodobne. Mamy tu do czynienia z pełnym spektrum brzmień. Od niestandardowych przesterowań, przez akustyczny akordy do płaczących solówek. Nie tylko motywy charakterystyczne dla muzyki country sprawiają, ze gitary na płycie brzmią bardzo „amerykańsko”. Na myśl przychodzi mi brzmienie lat 60-tych, które w korelacji z hammondami wrażenie robi wręcz piorunujące.
Taki klimat plus przybrudzone przestery gitar i krystalicznie czysta produkcja z przejrzystą sekcją rytmiczną, ciepłym pulsującym basem i soczystą perkusją robi wrażeni wręcz piorunujące. W czasie słuchania tego albumu w głowie pojawiają się obrazy zadymionego klubu w Nowym Orleanie, ulice San Francisco, ale i potańcówka gdzieś na prowincji. Podgrungowane motywy z kolei przywodzą na myśl lata 60-te w Los Angeles… czyżby mnie lekko poniosło? Przy tym albumie to normalne. Jeśli poświęcicie mu nieco czasu i sporo uwagi zawładnie wami bez reszty!
I na tej płycie nie mogło zabraknąć tak charakterystycznych dla gatunku solówek opartych na dysonansach. Szalone zakręcone dźwięki wydają z siebie zarówno gitary jak i klawisze. Warto zwrócić uwagę również na solówkę basową w utworze tytułowym.
Gdybym nie wspomniał o genialnych partiach saksofonu w „Two Blocks From The Edge”, nie byłbym sobą. W tym przypadku to nie tylko motyw, ale istotny fragment utworu…

Wady? Na tym albumie raczej ich nie znajdziecie. Mogą pojawić się elementy, które w zależności od upodobań mogą podobać się mniej lub bardziej. Ja na przykład jestem gorącym przeciwnikiem przesterowanych wokaliz… na szczęście takowe nie znajdują się na nowym albumie w dużych proporcjach. Jeśli chodzi o tegoroczne skandynawskie produkcje (2008), to jest to jeden z najjaśniejszych punktów na progresywnym firmamencie.

8,75/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz