KAMELOT – 2010 – Poetry For The Poisoned

Kamelot - 2010 - Poetry For The Poisoned

1. The Great Pandemonium
2. If Tomorrow Came
3. Dear Editor
4. The Zodiac
5. Hunter’s Season
6. House On A Hill
7. Necropolis
8. My Train Of Thoughts
9. Seal Of Woven Years
10. Poetry For The Poisoned, Pt. 1 – Incubus
11. Poetry For The Poisoned, Pt. 2 – So Long
12. Poetry For The Poisoned, Pt. 3 – All Is Over
13. Poetry For The Poisoned, Pt. 4 – Dissection
14. Once Upon A Time

bonus:
15. Where The Wild Roses Grow

Rok wydania: 2010
Wydawa: earMusic/Edel Music
http://www.myspace.com/kamelot


„Poety For The Poisoned”, kolejny album w dyskografii Kamelot przykuwa uwagę już od pierwszego spojrzenia na okładkę. Dzieło autorstwa Setha Siro charakteryzuje wyjątkowa moc oddziaływania (jak i wszystkie inne jego prace). Jednocześnie odrzuca ale i przyciąga wzrok swojej ofiary. Wobec prac greckiego grafika (i muzyka) nie można być obojętnym. Ja nie potrafię oderwać oczu wpatrując się w poszczególne detale obrazów jego „chorej” wyobraźni.

Gdy tylko uda się wyzwolić spod mocy grafiki wrzucamy płytę do odtwarzacza i… Kamelot pozostał Kamelot. Po kilkukrotnym przesłuchaniu z pewną dozą rozczarowania muszę stwierdzić, ze pozostaje pewien niedosyt. Zespół (tak mi się wydaje) powoli zaczyna zjadać własny ogon a kolejne krążki w zasadzie niczym się od siebie nie różnią. Owszem, całość jest dopracowana do najmniejszego detalu, dopieszczona w każdym szczególiku. Wszystko jest na swoim miejscu, ale jednak czegoś brak. Może świeżości? Może przebojowości?. Melodie są ładne, ale… płyta jednym uchem wpada a drugim wylatuje. Uwagę zwraca mroczne intro „Dear Editor” będące wstępem do ciekawego „The Zodiac”. Co ciekawe w utworze tym gościnnie pojawił się Jon Oliva i podobnie jak w przypadku ostatniej Avantasii, właśnie utwór z jego udziałem wybija się ponad inne. Wskazałbym jeszcze „House On A Hill” – chyba najbardziej melodyjny na płycie – z partiami wokalnymi wykonywanymi przez Simone Simons. Muszę przyznać, że w duecie z Khanem wypada rewelacyjnie. Całość dopełnia epickie, składające się z czterech części, dzieło tytułowe. Kompozycja, w której muzycy udowadniają, że jednak można, że wciąż tlą się w nich pokłady pomysłów na dobre utwory. Jest nostalgicznie, jest i patetycznie, orkiestracje nie przytłaczają reszty a partie Khana (znów pojawia się Simone Simmons) są momentami porywające.

Szkoda, że pośród tych czternastu piosenek jest kilka wypełniaczy, których jakby nie było to nikt by nie zauważył ich braku. Inna sprawa, że odnoszę wrażenie, iż Kamelot zdecydowanie lepiej wychodzą utwory patetyczne, nieco mroczne, utrzymane w marszowej bądź spokojnej konwencji. Gdy tylko przyspieszają, pryska czar i zauroczenie – ot zwykły heavy/power metal.


7/10 (a chciałbym więcej)

Piotr Michalski

PS. „Where The Wild Roses Grow” – kojarzycie ten utwór Nicka Cave’a i Kylie Minogue? Na wydaniu digi pack jest w postaci bonusu i Kamelot zagrali go genialnie!!

Dodaj komentarz