1. Exciter
2. White Heat, Red Hot
3. Better by You, Better Than Me
4. Stained Class
5. Invader
6. Saints in Hell
7. Savage
8. Beyond the Realms of Death
9. Heroes End
Rok wydania: 1978
Wydawca: CBS Records
http://judaspriest.com/
Myślę, że na pytanie „jakie są trzy najlepsze płyty Judas Priest?”
większość fanów grupy odpowiedziałaby tak samo: „British Steel”,
„Screaming For Vengeance” i „Painkiller”. Moja lista ulubionych pozycji z
bogatego dorobku grupy jest nieco inna, a na jej szczycie znajduje się
czwarta w kolejności płyta piątki z Birmingham. Wydana w lutym 1978 roku
„Stained Class”.
Album ten nie jest zaliczany do judasowego kanonu, jego zawartość dziś
nie stanowi żelaznego punktu koncertowej setlisty. To prawda, że
brzmienie nie powala tu tak jak w przypadku trzech wspomnianych, jednak
pochodzące z niego kompozycje to w większości naprawdę zabójczy zestaw.
Zaczyna się od „Exciter”, szybkiego czadu z chwytliwym refrenem i
solówką gitary z unisonami Glenna Tiptona i K.K. Downinga. Utwór całkiem
udany, jednak po jego wysłuchaniu ma się wrażenie, że poszczególne
fragmenty powtarzają się zbyt wiele razy. Takie drobne niedociągnięcie.
Następujący po nim nieco wolniejszy „White Heat, Red Hot” jest już
lepszy, tutaj proporcje są zachowane w stu procentach. Cover „Better By
You, Better Than Me” wszedł na płytę jako ostatni, zespół pracował nad
nim już w innym studiu, z producentem Jamesem Guthrie w miejsce chwilowo
niedostępnego Dennisa McKaya, który wyprodukował pozostałe numery. Co
prawda dopiero na następnej płycie Ksiądz Judasz miał pokazać jak się
powinno przerabiać cudzesy, biorąc na warsztat „The Green Manalishi
(With The Two-Pronged Crown)” Fleetwood Mac, jednak podejście do kawałka
z repertuaru Spooky Tooth również jest całkiem udane. Impuls do jego
nagrania wyszedł od ówczesnego brytyjskiego wydawcy grupy, wytwórni CBS,
która chciała w ten sposób nieco zróżnicować repertuar albumu, w
większości mroczny i złowieszczy. 12 lat po premierze albumu utwór stał
się powodem wszczęcia procesu sądowego przeciwko grupie, kiedy to dwóch
nastolatków, rzekomo pod wpływem wysłuchania albumu i mającego być
zawartym właśnie w „Better By You, Better Than Me” ukrytego przekazu
„zrób to” popełniło samobójstwo. Absurdalny zarzut oddalono, a w trakcie
trasy promującej „Painkiller” zespół na znak swojej niewinności
tymczasowo przywrócił utwór do setlisty. Utwór tytułowy rozpoczyna
chwackie riffowanie Glenna Tiptona. „Stained Class” to pierwszy album
Judas Priest w tak dużej mierze zdominowany kompozycyjnie przez tego
gitarzystę (2 utwory autorskie, 4 współtworzone). Aż dziw bierze, że
początkowo grupa zaangażowała go tylko po to by usatysfakcjonować
swojego poprzedniego wydawcę, który ponoć początkowo sugerował
wypełnienie brzmienia zespołu sekcją dętą. Kolejny kawałek, „Saints In
Hell” to zdecydowanie najmocniejszy punkt albumu. Tu z kolei nie mogę
się nadziwić, że miał on swoją premierę koncertową dopiero na
tegorocznej trasie promującej album „Firepower”. Kolejne świetne melodie
gitar i pogłos nałożony na wokal w mostku tworzą istny majstersztyk.
Zaś jedynym numerem, który wszedł do setu na stałe jest wykonany do tej
pory 681 razy „Beyond The Realms Of Death”. To piękna, nastrojowa
ballada, z których przecież Priest również słynie. W przypadku tych
spokojniejszych numerów (podobnie jak w przypadku wspomnianych wcześniej
coverów) Priest pokazał pazur dopiero na „Killing Machine” nagrywając
„Before The Dawn”, ale już tutaj słychać, że takie niby-senne pościelowy
z metalowym zacięciem potrafi grać tylko ten zespół. Moim drugim
ulubionym utworem ze „Stained Class” jest wieńczący płytę „Heroes End”,
niestety nigdy nie wykonany na żywo. Łatwy do zapamiętania refren od
razu wpada w ucho, mamy tu też kolejną świetna solówkę Glenna (to jeden
ze wspomnianych jego dwóch w pełni autorskich autorów na tej płycie).
Są na „Stained Class” także dwa utwory słabsze. Zarówno „Invader” jak i
„Savage” wyraźnie odstają od reszty programu płyty, po kilku taktach
zaczynają zwyczajnie nużyć i należy je traktować wyłącznie jako
zapychacze. Pierwszy z nich, podobnie jak „Heroes End” nigdy nie został
wykonany na żywo (choć w tym przypadku jest to w pełni zrozumiałe), zaś
drugi zespół zagrał tylko 8 razy, zaraz po premierze albumu.
Omawiany krążek to jedyny album Judas Priest, na którym kompozytorsko
udziela się wszystkich pięciu członków grupy. O dominacji Glenna Tiptona
już wspomniałem. Gitarzysta jako jedyny ma tu swoje samodzielne utwory,
są to „White Heat, Red Hot” oraz, jak już było wspomniane, „Heroes
End”. Rob Halford ma swój współudział we wszystkich pozostałych
(wyłączając oczywiście cover „Better By You, Better Than Me”).
Zadziwiający jest tak mały wkład K.K. Downinga – jest jedynie
współautorem „Saints In Hell” i „Savage”. Drugi z nich jest jedynym
utworem na płycie, gdzie gra on wszystkie partie gitary prowadzącej,
poza tym jego solówkami zostały okraszone „Beyond The Realms Of Death”
(druga) i „Heroes End” (również druga). Wszystkie pozostałe sola są
grane albo przez Tiptona albo w charakterystycznym dla grupy unisonie.
Sekcja rytmiczna ma swój współudział w jednym utworze na głowę. W
przypadku Iana Hilla jest to „Invader”, zaś Les Binks stworzył
akustyczne intro do „Beyond The Realms Of Death” czyniąc ten utwór
pierwszym w ogóle i jak do tej pory jednym z dwóch w całej karierze
Judas Priest gdzie współudział ma któryś z licznych perkusistów zespołu
(drugi to „Cyberface” z albumu „Demolition” z 2001 roku, który
współtworzył obecny bębniarz grupy, Scott Travis).
„Stained Class” to obok „Killing Machine” najlepsza wizytówka grupy z
początkowego etapu działalności (sprzed platynowego „British Steel”).
Naprawdę szkoda, że temu albumowi nie udało mu się wedrzeć w świadomość
fanów tak mocno jak trzem wymienionym we wstępie.
8/10
Patryk Pawelec