JUDAS PRIEST – 1990 – Painkiller

JUDAS PRIEST - Painkiller

1. Painkiller
2. Hell Patrol
3. All Guns Blazing
4. Leather Rebel
5. Metal Meltdown
6. Night Crawler
7. Between the Hammer & the Anvil
8. A Touch of Evil
9. Battle Hymn
10. One Shot at Glory

Rok wydania: 1990
Wydawca: Columbia
http://www.judaspriest.com


Od razu na początku napiszę, że omawiana tu płyta jest najlepszą w dyskografii Judas Priest. Jeżeli w ogóle jest możliwe wybranie tej jednej największej płyty w tak okazałej płytotece jakże wielce zasłużonej grupy, to ja stawiam właśnie na „Painkiller”. Ten zespół powstał, aby stworzyć takie właśnie dzieło. Wcześniej czy później. Okazało się, że później, ale to nie umniejsza wielkości tego albumu. Albumu, który w jakimś sensie, jeśli nie zrewolucjonizował, to w każdym razie na pewno ogromnie zmienił i wpłynął na współczesny metal. Wystarczy posłuchać Iron Savior, Primal Fear czy chociażby Gamma Ray.

Lata 80 zaczęły się dla zespołu wyśmienicie, od „British Steel” do „Defenders Of The Faith” Judas Priest trzęśli metalowym światkiem, tworząc klasyczne już płyty, na trwałe wpisane w dziedzictwo muzyki rockowej. Później okazało się, że muzycy zagubili się, poszli w złą stronę, ulegli modzie i być może presji wielkiego finansowego sukcesu. Jednak „Turbo” wbrew pozorom nie było złym albumem. Znalazło się na nim wiele znakomitych utworów, ale niestety problem tkwił w fatalnej, plastikowej produkcji. Wystarczy posłuchać, jak brzmią te kawałki na koncertówce „Priest…Live!”, aby zrozumieć jaki potencjał miały te piosenki. Z kolei „Ram It Down” było próbą powrotu do ostrzejszego grania, ale ta płyta okazała się bardzo nierówna. Jako całość nie przekonywała, a poza tym coś nie tak było z perkusją, prawda? Pomijając złośliwości, to trzeba powiedzieć, że od lat największym problemem Judas Priest był właśnie odpowiedni perkusista (poza może wspaniałym Simonem Phillipsem, ale to była niestety jednorazowa przygoda), co w drugiej połowie lat 80 okazało się już bardzo widoczne. Poziom grania znacznie się wówczas polepszył i Bogowie Metalu nie mogli pozostać obojętni w tej kwestii. Dave Holland opuścił szeregi zespołu, walcząc z wieloma problemami, o których nie będziemy tu wspominać, a na jego miejsce zatrudniono niejakiego Scotta Travisa. To był właśnie strzał w dziesiątkę, powstał skład gotowy do nagrania jednej z najwspanialszych płyt w historii metalu. Tak, nie bójmy się wielkich słów, „Painkiller” to arcydzieło heavy metalu.

Już pierwszy utwór, tytułowy, pokazuje z czym mamy do czynienia. Moc, prędkość, fantastyczna mięsista produkcja, nowoczesne i żywe brzmienie, bardzo naturalne w porównaniu ze sterylnie syntetycznym soundem „Ram It Down” galopująco ostre riffy, perkusyjne kanonady i megamocny, wszechpotężny wokal Roba Halforda. Każdemu zespołowi zdarzają się słabsze płyty, a na tych dobrych i lepszych gorsze poszczególne utwory, często nazywane wypełniaczami. „Painkiller” jest takowych pozbawiony. Od pierwszego do ostatniego taktu zespół bezkompromisowo rozprawia się z metalowymi kanonami, tworząc na ich podstawie swoje własne. Nie stara się jednak przełamywać żadnych barier, nie tworzy nowego gatunku czy podgatunku. Wydobywa z muzyki metalowej to co najlepsze, tworząc kwintesencję, esencję, ekstrakt metalu. To taki metal skondensowany w 46 minutach. Jest mocno, ostro, drapieżnie, ale i niesamowicie melodyjnie. Każdy utwór jest natychmiast rozpoznawalny, będąc jednocześnie nierozerwalną częścią idealnej całości. Czy któreś nagranie zasługuje na jakieś szczególne wyróżnienie? Tak, wszystkie.

W jakimś sensie „Painkiller” zwieńczył historię Bogów Metalu. U szczytu artystycznego i komercyjnego sukcesu najlepsza inkarnacja Judas Priest przestała istnieć, choć miała jeszcze powrócić, ale w innych czasach i okolicznościach. W 1990 roku w pewnym symbolicznym wymiarze zakończył się triumfalny marsz jednego z największych zespołów metalowych w historii. Zakończył się wydaniem monumentalnego dzieła, które chyba już wtedy zaraz po premierze zasłużyło na miano legendarnego i wiekopomnego. Zespół wprawdzie trwał i trwa nadal, ale to już jednak nie to samo.

10/10

Arkadiusz Cieślak

Dodaj komentarz