1.Turbo Lover
2.Locked In
3.Private Property
4.Parental Guidance
5.Rock You All Around the World
6.Out in the Cold
7.Wild Nights, Hot & Crazy Days
8.Hot for Love –
9.Reckless
Rok wydania: 1986
Wydawca: Columbia Records
http://www.judaspriest.com
W czasie, w którym Judas Priest nagrywali Turbo – swoją 10 płytę studyjną – panowała moda na granie w amerykańskim stylu. Judasi byli jednym z zespołów, który tej modzie uległ. Mieli już wyrobiona markę. W latach 70-tych nagrali 4 fantastyczne i genialne albumy. W latach 80-tych nagrali kamień milowy Heavy Metalu, czyli British Steel. Na następnym Point Of Entry zanotowali mały flircik z modą, ale pozostali sobą. Następnie nagrali dwie niesamowite i ponadczasowe płyty z czystym Heavy Metalem. Byli bogami metalu. I oto w 1986 roku nagrywają Turbo, które nie przypomina żadnego z ich dotychczasowych dokonań. No oczywiście są nawiązania, ale panowie dość drastycznie „zmiękczyli” swój styl. Album ten, jak żaden inny podzielił fanów Priest.
Krążek zaczyna się trochę kiczowatym, elektronicznym wstępem. To początek do utworu Turbo Lover. No i tu właściwie pokazują nam, jaki to będzie album. Cały czas słychać syntezatory. Perkusja brzmi bardzo dziwnie. Gitary nie mają tej mięsistości, wokal Halforda bardzo miękki. Jest to najbardziej znany utwór tej płyty, stał się żelaznym punktem koncertów, ale myślę, że obecnie granie go na scenie jest bez sensu z powodu braku elektroniki. Jednak utwór szybko wpada w ucho i miło się go słucha. Następny Locked In to trochę ostrzejszy, ciekawszy kawałek opatrzony interesującymi syntezatorami gitarowymi. Nagrany został do niego klip, który jest zdecydowanie jednym z najśmieszniejszych jakie widziałem. Następnie mamy trochę drętwy Private Property (choć i w nim jest magia) i energiczny Parental Guidance. Kolejny utwór, czyli Rock You All Around The Word mógłby brzmieć nieco ostrzej, ale w tej aranżacji także nie jest pozbawiony mocy, ma świetną solówkę. Właśnie solówki są największym plusem Turbo. Mamy dużo świetnych melodyjnych zagrywek. Bez wątpienia moim ulubionym kawałkiem z tego albumu jest numer 6, czyli Out In The Cold. Utwór ma świetne intro, które mogłoby posłużyć w jakimś nowym filmie o Bondzie, czy w nowej ekranizacji Janosika. Potem wchodzi perkusja i zaczyna się jazda. Aż chce się ruszać głową w rytm tej niesamowitej melodii. Kolejna świetna solówka. Po prostu majstersztyk. Po tym mamy dwa kiepskie numery (typowe wypełniacze): najsłabszy na płycie Wild Nights, Hot & Crazy Days oraz nijaki Hot For Love z denerwującym powtarzaniem tekstu tytułu. No i na koniec kolejny wspaniały utwór na płycie: Reckless. Po Out In The Cold najlepszy. Zaczyna się fajną grą gitar, a potem wchodzi Halford. Tak jak w tym kawałku nie śpiewał nigdy, pełno w tym mocy i uroku, refren także znakomity i najlepsza na płycie solówka. Numer ten wbija się w serce i pozostaje w nim już na zawsze.
Dla jednych ta płyta to syntezatorowa papka i obciach dla metalowych bogów, a dla innych bardzo ciekawa i urokliwa płyta. Ja należę do tych drugich. Judasi zawsze lubili eksperymentować i modyfikować swój styl i ja ich za to bardzo cenię. Jak na Judas Priest nie jest to jakieś genialne dzieło, ale krążek ten daje nam naprawde przebojową i ciekawą muzykę, której słucham z wielką przyjemnością.
7,5/10
Piotr Bargieł