1. Exciter
2. Running Wild
3. Sinner
4. The Ripper
5. The Green Manalishi
6. Diamonds and Rust
7. Victim of Changes
8. Genocide
9. Tyrant
Rok wydania: 1979
Wydawca: CBS Records
http://judaspriest.com/
Jednym ze stereotypowych wyznaczników prestiżu zespołów metalowych jest
posiadanie w dyskografii albumu koncertowego nagranego w Japonii.
Mistrzowie z Judas Priest niewątpliwie już w 1979 roku byli wschodzącą
gwiazdą, której pozycja miała już rok później zostać ugruntowana wraz z
wydaniem albumu „British Steel”. „Unleashed In The East” jest pierwszą
spośród licznych oficjalnych koncertówek grupy a jednocześnie tą
najbardziej udaną. Choć ze względu na ograniczenia wynikające z
pojemności płyty winylowej zawiera zaledwie 9 utworów wyselekcjonowanych
z dwóch tokijskich koncertów trasy Hell Bent For Leather Tour, to
najlepiej oddaje ona obraz występów grupy na żywo.
Niektóre z zawartych tu utworów wypadają nawet lepiej niż oryginały,
szkoda tylko, że drastycznie wytłumione zostały owacje publiczności,
która, co jest standardem dla Kraju Kwitnącej Wiśni, dokazuje jak
szalona. Zespół nie pozostaje jej dłużny, wycinając „best of” spośród
swojego dotychczasowego dorobku. Opowiadający o przechadzkach Kuby
Rozpruwacza po londyńskiej dzielnicy Whitechapel „The Ripper” w tej
wersji wypada zjawiskowo, bas Iana Hilla jest lepiej słyszalny niż w
studyjnym odpowiedniku. Dają czadu także w „Sinner” zakończonym fajną,
lekko kakafoniczną codą. „The Green Manalishi (With The Two-Pronged
Crown)” jak zwykle zachwyca, to bez wątpienia najlepiej zrobiony cover w
karierze zespołu (przypomnę, że w oryginale wykonywała to wczesna
inkarnacja grupy Fleetwood Mac). Tutaj zagrany nieco szybciej niż na
„Hell Bent For Leather”, zawiera oczywiście genialną partię dwóch gitar
prowadzących, a także (czego nie ma w wersji studyjnej) przyprawiającą o
ciarki wokalizę Halforda śpiewaną unisono z końcowym riffem. Gorzej
wypada druga obecna tu przeróbka, zaczerpnięte z repertuaru Joan Baez
„Diamonds And Rust”, w której wokalista nieco się gubi. Aczkolwiek
trzeba mu oddać, że robi to w taki sposób, że nie wiadomo czy to
rzeczywiście pomyłka czy celowy zabieg. Wreszcie „Victim Of Changes”.
Zabójczy walec, oryginalnie otwierający płytę „Sad Wings Of Destiny” (i
którego współautorem jest pierwszy wokalista grupy, Al Atkins) w wersji z
„Unleashed In The East”, podobnie jak „The Green Manalishi” został
zagrany nieco żwawiej niż w studiu, co wyszło mu na plus. Kolejne
długie, okraszone firmowym falsetem frazy wokalisty są niesamowite. A w
stan muzycznej ekstazy przyprawia mnie niezwykła, narastająca druga
część, z pogłosem nałożonym zarówno na wokal jak i na gitary. Magia.
Okładka albumu przedstawia zespół na scenie. Absolutny standard, jeśli
chodzi o albumy live. Jednak tu Was zaskoczę: frontowe zdjęcie nie
pochodzi z koncertu. Jest ono pozowane i zostało wykonane już po
powrocie Judasów z japońskiej ziemi. Mało tego, gdy zostało wykonane Les
Binks nie był już członkiem grupy, a Dave Holland miał dopiero
dołączyć. Wobec tego fotografia została zaaranżowana w taki sposób, by
Halford stał dokładnie naprzeciwko zestawu perkusyjnego, kamuflując w
ten sposób brak obsługującego go bębniarza. „Unleashed In The East” była
drugą w kolejności płytą Judas Priest, którą poznałem na swojej
muzycznej drodze (pierwszą był oczywiście „Painkiller”), pożyczył mi ją w
gimnazjum kolega z klasy. Ani ja, ani on nie wiedzieliśmy o tym
„oszustwie” z okładką. Kiedy miałem jego kopię u siebie zacząłem coraz
bardziej interesować się grupą i kiedy doszukałem się w internecie tej
informacji, a potem, gdy przy oddawaniu płyty podzieliłem się nowiną z
jej właścicielem, był nieźle zdziwiony, zresztą tak samo jak ja kiedy to
odkryłem. Niemniej jednak, co już nadmieniłem, „Unleashed In The East”
mimo błędów w produkcji (trochę płaska, słabo słyszalna perkusja)
stanowi najpełniejszy obraz zespołu w koncertowym kieracie, nie tylko w
tamtym okresie.
7/10
Patryk Pawelec