01. Delivering The Goods
02. Rock Forever
03. Evening Star
04. Hell Bent For Leather
05. Take On The World
06. Burnin’ Up
07. Killing Machine
08. Running Wild
09. Before The Dawn
10. Evil Fantasies
Rok wydania: 1978
Wydawca: CBS Records
http://judaspriest.com/
W jednym z rozdziałów „Brudu”, czyli bestsellerowej biografii Motley Crue, został przestawiony tzw. schemat maszyny, czyli porównanie poszczególnych etapów kariery tej grupy do „przeskakiwania” na kolejne tryby prostego mechanizmu. Moim zdaniem kolejne albumy kalifornijskiej czwórki aż tak bardzo nie różnią się od siebie zarówno brzmieniowo jak i kompozycyjnie. Znaczenie ich albumów można określić jedynie w wymiarze komercyjnym. Za to albumy Judas Priest wydane w latach 70. jak najbardziej są modelowym przykładem logicznego rozwoju artystycznego grupy. Wystarczy przesłuchać każdy z nich kilka razy aby zrozumieć fenomen angielskich klasyków, a także to dlaczego odnieśli oni wymierny sukces dokładnie w tym, a nie innym momencie.
O której to chwili mowa? Oczywiście o 1980 roku i wydaniu „British Steel”, płyty która wprowadziła zespół do ekstraklasy światowego metalu, w której, mimo drobnych potknięć po drodze, znajduje się on do dnia dzisiejszego. Album ten ugruntował pozycję grupy w Stanach Zjednoczonych, łącząc tradycyjny heavy metal z lekką dozą przebojowości. Na „British Steel” wszystkie elementy składowe zostały wyważone w perfekcyjnych proporcjach, aczkolwiek reprezentowany przez ten album kierunek został obrany już na poprzedniej, o rok wcześniejszej płycie „Killing Machine”.
W mojej ocenie album ten jest równie ważny w historii grupy co jego słynniejszy następca, choć może z innych powodów. To właśnie w okresie powstawania omawianej płyty zespół zaadaptował swój klasyczny image, zdominowany przez skóry i ćwieki. Jak w przypadku każdego metalowego dogmatu można polemizować kto co kiedy wymyślił, jednak prawdą jest, że zdecydowana większość metalologów przypisuje uczynienie skórzanych ramonesek jednymi z symboli gatunku właśnie Judasom. Zaś jeżeli chodzi o samą muzykę to grupa już wtedy celowo zwróciła się ku rynkowi amerykańskiemu, tylko że musiała jeszcze przez rok popracować nad przebojowymi singlami, co udało im się z „Breaking The Law” i „Living After Midnight”. Mimo braku na „Killing Machine” takich refrenów jak w dwóch wymienionych kompozycjach z następnej płyty, tutaj również mamy kilka wybitnych utworów. Paradoksalnie, najważniejszym numerem na tym albumie jest cover, w dodatku początkowo dostępny tylko na wydaniu amerykańskim. To „The Green Manalishi (With The Two-Pronged Crown)”, przeróbka utworu wczesnego wcielenia grupy Fleetwood Mac, jeszcze z czasów gdy zespołem tym kierował Peter Green. Wersję Judas Priest usłyszałem w pierwszej kolejności i gdy dotarłem do oryginału – nie spodobał mi się. Był taki jakby obdarty. Z czego? Rzecz jasna, z mistrzowskiej aranżacji na dwie gitary prowadzące! Grane naprzemiennie przez Glenna Tiptona i K.K. Downinga kolejne fragmenty solówki w tym utworze pozwalają zrozumieć jak ci dwaj panowie są ze sobą niesamowicie zgrani, ale też jak bardzo ich gitarowe style się od siebie różnią. Nawet ciocia Wikipedia podaje, że solówki Tiptona zawsze odznaczały się gładszym brzmieniem i chirurgiczną precyzją, podczas gdy te, które wyszły spod palców Downinga były bardziej brudne i surowe. Tutaj to idealnie słychać. Nawet bez zaglądania do książeczki od razu wiedziałem kto co tu zagrał. Wśród numerów autorskich dominuje „Hell Bent For Leather”, od tamtej pory stały element koncertów grupy, podczas trwania którego Halford wjeżdża na scenę Harleyem. We wspomnianej amerykańskiej edycji utwór ten pełnił funkcję tytułowego, gdyż z uwagi na kontrowersje dotyczące masakry w szkole Cleveland Elementary School w San Diego ze stycznia 1979 roku, amerykański oddział Columbii odrzucił tytuł „Killing Machine”. Kawałek stosuje mniej więcej te same patenty, które później zostaną użyte w „Breaking The Law”: podobne tempo, metrum, a także jednowersowy, przebojowy refren. Tak samo otwierający płytę „Delivering The Goods” jest nieco podobny do „Rapid Fire”. Nie rozumiem dlaczego na początku tej kompozycji (zaraz po wejściu głównego riffu) w tle pobrzmiewają syntezatory. W ogóle nie pasują. Tutaj nadmienię, że wszelkiego rodzaju klawisze i brzmienia syntetyczne w muzyce Judas Priest z każdego okresu w ogóle mi się nie podobały z wyjątkiem jednej kompozycji… która pochodzi również z tego albumu. To „Before The Dawn”, urokliwa, wzruszająca ballada, gdzie gitary akustyczne idealnie współgrają z „syntetykami” (obsługuje je Glenn Tipton) tworząc niepowtarzalny klimat. Ten utwór został wydany na pierwszym singlu promującym „Killing Machine”, co zważywszy na fakt, iż cały album miał za zadanie być skrojony pod amerykańską publikę jest jak najbardziej logiczne. Inne przebojowe single to następujące na płycie po sobie „Rock Forever” i „Evening Star”. Sam przyznaję, że gdy przesłuchałem te dwie kompozycje oddzielnie, to dopiero wtedy zrozumiałem co łączy a co odróżnia ten album od poprzedniego, „Stained Class”. Tak jak wspomniałem na samym początku, albumy Judasów z początkowego etapu działalności to idealnie wyważony ciąg przyczynowo-skutkowy. Nie da się wskazać jednego albumu, który jednoznacznie jest drastyczną zmianą w stylu zespołu. Do wszystkiego dochodzili etapami, mieli tą zawziętość, której brakuje wszystkim tym dzisiejszym beznadziejnym młodym zespołom, których okropne płyty często dostaję, i które wkrótce po wydaniu tychże często się rozpadają.
Czy „Killing Machine” posiada jakieś słabe strony? Cóż wydaje mi się, że jedynym jednoznacznie słabym numerem na tej płycie jest zamykający ją „Evil Fantasies”. Taki mdły zapychacz. Natomiast wydany jako drugi singiel „Take On The World” powinien zostać nieco przearanżowany, gdyż w ogóle nie ma w nim drugiej gitary i basu. Po mocarnym wejściu na werblu i kotłach słuchacz spodziewa się równie ciężkiej melodii, a tu tylko jedna gitara, w dodatku grająca proste chwyty, zero mięsa i tłustych dołów. Szkoda, bo układ tego kawałka i linia wokalu Halforda są naprawdę w porządku.
Judas Priest może być przykładem dla każdego muzyka, nie tylko dla kapel metalowych. Bez względu na podziały gatunkowe grupa z Birmingham jest wzorem do naśladowania, jeżeli chodzi o samozaparcie, determinację i konsekwencję w działaniu. Na spijanie śmietanki musieli poczekać jeszcze rok. Ale, jak mam nadzieję udało mi się udowodnić powyżej, opłaciło się.
8,5/10
Patryk Pawelec