JUDAS PRIEST – 1974 – Rocka Rolla

Judas Priest - 1974 - Rocka Rolla

1. One For The Road
2. Rocka Rolla
3. Winter
a) Deep Freeze
b) Winter Retreat
c) Cheater
4. Never Satisfied
5. Run Of The Mill
6. Dying To Meet You
7. Caviar And Meths

Rok wydania: 1974
Wydawca: Gull Records


Jak hartowała się (brytyjska) stal… Tak z perspektywy czasu mógłby brzmieć tytuł debiutanckiej płyty Judas Priest. Historia rocka zna wielkie zespoły, które nokautowały od razu „na dzień dobry”. Led Zeppelin i ich „Jedynka”, King Crimson z genialnym „In The Court Of The Crimson King”, Pearl Jam z albumem „Alive”, którego potem już nigdy nie zdołali przeskoczyć (i pewnie już nie przeskoczą). Ale są też i wybitne kapele, które mozolnie torowały sobie drogę na szczyt, a o debiutanckich krążkach wolałyby dziś pewnie zapomnieć. Do tego grona można zaliczyć na przykład Genesis, Rush i Judas Priest.
Obiektywnie rzecz biorąc, „Rocka Rolla” nie jest złą płytą, tylko że muzykom brakuje konsekwencji w działaniu. Te czterdzieści parę minut materiału stanowi przegląd tego, co było modne w rocku w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. Naturalnie nie mogło obyć się bez „zeppelinowania” („One For The Road” i „Never Satisfied”), ale z drugiej strony panowie grają tak, jakby chcieli ścigać się ze Sweet (tytułowy „Rocka Rolla”, całkowicie rozbrajający w kontekście późniejszych dokonań grupy ).
Dobitnym przykładem kompozytorskiego zagubienia (a może i braku doświadczenia) jest „Winter”. Kompozycja ambitnie pomyślana, trzyczęściowa, jakby Halford i spółka chcieli zgłosić akces do grona kapel z kręgu – świętującego wtedy największe triumfy – rocka progresywnego. Tylko że.. nic tu się ze sobą nie klei. Najpierw mamy fragment a la wczesny Black Sabbath (co nie dziwi zważywszy na fakt, że producentem „Rocka Rolla” był Rodger Bain, ten sam który odpowiadał za albumy Sabbs), środkowa część to z kolei psychodeliczne odloty (ale Pink Floyd pokazał na „Echoes” jak z prostych środków wyrazu zrobić coś niesamowitego, a tu dostajemy irytujące „zgrzyty”), zaś końcówka to po prostu bluesrockowe granie, pasujące do poprzednich fragmentów „Zimy” jak kwiatek do kożucha…
O tym, że w zespole drzemie spory potencjał, który później zaowocował takim dziełami jak „British Steel”, „Screaming For Vengeance” i „Painkiller” świadczą dwie kompozycje: urocza ballada „Run Of The Mill” (chociaż też nie grzeszy oryginalnością, sporo zawdzięcza Wishbone Ash) oraz „Dying To Meet You”.
Trudno tu jeszcze rozpoznać w Halfordzie jedno z najlepszych gardeł w historii rocka i heavy metalu. Na całym albumie śpiewa on jeszcze „z pewną nieśmiałością”, rzadko zapuszcza się w wysokie rejestry, które z biegiem lat stały się jego znakiem firmowym.
„Rocka Rolla” to sympatyczna ciekawostka w bogatej dyskografii Judas Priest. Jeśli ktoś chce sprawdzić jak zaczynali giganci heavy metalu, którzy zainspirowali dziesiątki (jeśli nie setki) kapel na całym świecie, niech sięgnie po ten kompakt. Rozczarować się nie powinien, ale wielkich artystycznych doznań też nie należy się spodziewać…
Te przyszły dopiero (już?) dwa lata później, wraz z dźwiękami „Victim Of Changes”, utworu otwierającego album „Sad Wings Of Destiny”. Ale to już zupełnie inna historia…

6/10

Robert Dłucik

Dodaj komentarz