Jorn – 2012 – Bring Heavy Rock To The Land

Jorn - 2012 - Bring Heavy Rock To The Land

1. My Road 02:49
2. Bring Heavy Rock to the Land 07:01
3. A Thousand Cuts 08:21
4. Ride Like the Wind (Christopher Cross cover) 04:59
5. Chains Around You 05:18
6. The World I See 06:23
7. Time to Be King (Masterplan cover) 04:26
8. Ride to the Guns 06:01
9. Black Morning 04:32
10. I Came to Rock 05:27
11. Live and Let Fly 04:15

Rok wydania: 2012
Wydawca: Frontiers Records
http://www.jornlande.com/


Norweski wokalista, Jorn Lande w ostatnich latach wykazywał się wzmożoną aktywnością i to nie tylko w swojej macierzystej kapeli, ale i na innych frontach rockowej sceny. Można pokusić się o stwierdzenie, że wszędzie było go pełno i mimo tego, że to genialny śpiewak – od tego wszędobylstwa mogło nastąpić przesycenie. No cóż, mnie jego muzyczne ADHD nie wadzi i cenię sobie jego udziały w innych formacjach, natomiast to, co robi pod szyldem Jorn – w ostatnich latach – wypada już mniej kolorowo. Po słabym „Spirit Black” Norweg powraca z nowym albumem zawierającym (głównie) premierowo – autorski materiał. Klasycznie brzmiący tytuł „Bring Heavy Rock To The Land” mógłby zapowiadać porządne rockowe uderzenie, ale… od początku.

Album otwiera przysłowiowe intro – dwuminutowa kompozycja osadzona w balladowej stylistyce. Przedłużony dźwięk klawiszy dekoruje sukcesywnie przyspieszające gitary, którym już po chwili wtóruje zadziorny śpiew Jorn’a. Zapowiada się całkiem ciekawie, a człowiek zastanawia się, co będzie dalej, kiedy zapłonie ogień. Czekamy wstrzymując oddech i…? No i w sumie nic. Zamiast jęzorów płomieni dostajemy malutki płomyczek, który zamiast poparzyć, lekko ogrzewa. „Bring Heavy Rock To The Land” rozpoczynają wolne gitary i kto wyczekuje przyspieszenia, rozwinięcia akcji, może poczuć się zawiedziony. Kawałek poza dość udanym refrenem zbyt bardzo się ciągnie i coś tu się nie klei. Odbiór uprzykrza dziwne, słabe brzmienie gitar – brzęczą zamiast miażdżyć ciężarem.

Nieco żwawiej wypada „A Thousand Cuts”, jednak zamiast cięć wywołuje on lekko dostrzegalne zadrapania. Kawałek przypomina ostatnie dokonania solowe „wielkiego, małego” człowieka – DIO. Po promyku światła Jorn zabiera się za coverowanie, a mowa o „Ride Like The Wind”, kompozycji Christopher’a Cross’a. Numer dość udany, nie odbiega od reszty. Na tym coverowania nie koniec. Lande wraz z kolegami nagrali przeróbkę Masterplan „Time To Be King”. Co prawda nie wiem, po jaką cholerę to zrobili, ale kto tam zrozumie artystów?! Plusem jest to, że za jego sprawą w końcu pojawiają się szybsze obroty, a tych w „BHRTTL” niestety brakuje. Na szczęście, w przeważającej liczebności topornych kawałków, pojawiają się takie wyjątki jak „Chains Around You”. Noga od razu sama chodzi i człowiek budzi się z sennej atmosfery, ale niestety nie na długo. Ciekawie prezentuje się (ponownie) żywszy „Ride to the Guns” z melodyjnym refrenem i rock’owym pazurem – dobry gitarowy wstęp. To chyba najjaśniejszy moment tego wydawnictwa, jest ogień! Tak mogłoby być dalej, ale zamiast tego żar zalano „wylightowanym” „Black Morning” o balladowym usposobieniu. Machinę raz jeszcze stara się rozruszać „I Came to Rock”, jednak letni silnik nie pozwala na osiągnięcie większych obrotów. Jest nieźle, ale o szaleńczej przejażdżce nie ma mowy. I tak przygoda z ,,BHRTTL” dobiega końca, chociaż wydawnictwo posiada całkiem udany bonus w postaci „Live and Let Fly” z gęstymi gitarami i klimatem w stylu Masterplan.

Fanatykom talentu Jorna zapewne nic nie przeszkodzi w nabyciu nowego krążka – to ich święty obowiązek. Właśnie im „Bring Heavy Rock To The Land” spodoba się najbardziej, a inaczej może być w przypadku mniej ortodoksyjnych zwolenników norweskiego wokalisty. Fakt faktem, głos Lande’a jest nie do zdarcia i co by nie śpiewał brzmi fenomenalnie, ale w tym przypadku po prostu zabrakło równie dobrych kompozycji. Sam wokal wszystkiego nie załatwi i to jest tego najlepszy przykład. Płyta wypada przeciętnie, brak jej polotu, energii – ciężko się zmusić do kolejnego odsłuchu. Może następnym razem będzie lepiej.

6/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz