JOLLY – 2011 – The Audio Guide To Happiness (Part 1)

Jolly - 2011 - The Audio Guide To Happiness (Part 1)

1. Guidance One – 0:53
2. Ends Where it Starts – 5:25
3. Joy – 4:40
4. Pretty Darlin’ – 3:51
5. The Pattern – 6:26
6. Storytime – 3:49
7. Guidance Two – 1:02
8. Still A Dream – 5:56
9. Radiae – 4:15
10. Where Everyting’s Perfect – 6:11
11. Dorothy’s Lament – 3:36
12. Intermission – 0:08

Rok wydania: 2011
Wydawca: Inside Out
http://www.myspace.com/jollyband


Gdybym miał przy zakupie sugerować się okładką, byłaby to jedna z ostatnich płyt, którą bym kupił. I w ten sposób straciłbym okazję poznania ciekawej i oryginalnej rzeczy, jaką jest bez wątpienia „The Audio Guide To Happiness”. Nie okładka bowiem stanowić ma o sile tego wydawnictwa. Jest to rzecz dość wyjątkowa, jeżeli chodzi o podejście do kwestii tworzenia. W nocie reklamowej zamieszczonej przez wytwórnię przeczytać można:
„Jolly jest sumą czterech umysłów przygotowanych na zrewolucjonizowanie sztuki dźwięku pod pozorem muzyki rockowej”.
Na czym ma on polegać ta muzyczna rewolucja? Aby wyjaśnić tą tajemnicę posłużę się może szerszym fragmentem tłumaczenia zamieszczonej notki:

„Zespół wykoncypował słuchowe doświadczenie terapeutyczne opierając się na naukowym projekcie dostarczania ludzkiemu umysłowi stanu czystego szczęścia. Poprzez wymieszanie wyszukanych aranżacji, struktur muzycznych, agresywnej dynamiki, zaraźliwych melodii podpieranych tzw. techniką binauralną /np. do jednego ucha lecą dźwięki 300 Hz do drugiego 310 Hz a mózg odbiera je jako 10 Hz/. Ta nieznaczna różnica w częstotliwości dźwięków wychwytywana jest przez ludzki umysł. Badania naukowe dowodzą, że takie właśnie tony wzbogacają uczucia relaksacyjne, koncentrację i poczucie szczęścia. Najnowsza płyta – The Audio Guide to Happiness (Część I,) jest więc samo-relaksacyjną dźwiękową podróżą stworzoną po to, by przeprowadzić słuchacza przez warstwy jego własnego układu emocjonalnego. Słuchacz jest poddawany muzycznej dynamice nastroju, a jego umysł karmiony jest binauralnymi tonami. Tony te są ostrożnie i rozważnie przeplatane by wspomagać muzykę. Poprzez rozległe badania i ankiety przeprowadzone na 5000 osób JOLLY połączył sztukę muzycznej produkcji z socjologicznymi i neurologicznymi danymi pakując to wszystko w jeden spójny system składający się z 4 faz. Pierwsze dwie fazy tworzą właśnie część pierwszą „Audio Guide to Happiness”.

Muzyka jaką wykonuje JOLLY, nie ma jednak nic wspólnego z typową muzyką relaksacyjną, którą wszelkiej maści psychoanalitycy używają jako tło dla swoich terapeutycznych seansów. Czego więc możemy się tutaj spodziewać? Firma „Inside Out” przyzwyczaiła nas do wydawania ciekawej muzyki z kręgu progresywnego rocka bądź progresywnego metalu. Muzyczna propozycja nowojorczyków nie jest jednak typową płytą progresywną (w porównaniu z zespołami, którym najczęściej tą etykietkę przyklejamy), ale samo znaczenie tego słowa oddaje w dużej mierze to co zespół ma nam do zaoferowania. Czy to co gra JOLLY, można wiec nazwać progmetalem? Jest to muzyka mająca z pewnością metalowy pazur i progresywne podejście do kwestii tworzenia. Nie jest to jednak amerykański progmetal doskonały pod względem warsztatowym pokroju Dream Theater, niej jest to skandynawski, klimatyczny progmetal pokroju Pain Of Salvation, czy brytyjski prog w stylu Threshold. Gdybym miał do czegoś porównać muzyczna propozycję JOLLY, pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy (biorąc pod uwagę brzmienie i głos wokalisty), to Faith No More. Nie jest to jednak jakaś kalka byłej fonacji Mika Pattona. Porównanie to należy raczej traktować jako pewien trop, wyrażenie bliskoznaczne, pozwalające przelać na papier muzyczny klimat tej muzyki.

Na samym początku („Guidance One’), kobiecy głos próbuje poddać nas w stan hipnozy (podobnie jak na płycie „Metropolis Pt 2” Dream Theater), potem dostajemy jednak potężnego kopa (gitarowa kanonada, mocny, aczkolwiek czysty wokal i wyraziste pulsacje basu). Jest również miejsce na pewne brzmieniowe udziwnienia. Wysłuchawszy kompozycji „Pretty Darlin”, zdałem sobie sprawę, że niedawno coś podobnego wpadło mi w ucho. Podobnie brzmiącą kompozycję można znaleźć na ostatniej płycie rodzimego L.Stadt. Ogólnie, płyta obfituje zarówno we fragmenty megamocne, z potężnym ale soczystym i klarownym brzmieniem (bez „garażowego brudu”), jak i zdecydowanie spokojniejsze, płynące w hipnotycznej, muzycznej mgiełce. Te dwa skrajne klimaty, przenikają się jednak ze sobą bardzo płynnie i stosunkowo często.

Reasumując: doskonałe brzmienie, ciekawa muzyka, bez wątpienia różnorodna i bogata, a przy tym dosyć oryginalna sprawiają, że słucha się z dużą przyjemnością. Na ile, na taki stan rzeczy wpływ mają binauralne częstotliwości, a na ile po prostu sama muzyka? No nie wiem. Wiem jednak, że zespół osiągnął jednak choć w niewielkim stopniu swój zamierzony cel – ” czysta przyjemność”, chociaż do uzyskania „umysłowego stanu czystego szczęścia” droga daleka :).

8/10

Marek Toma

Dodaj komentarz