ANTCZAK, JERZY – 2014 – Ego, Georgius

JERZY ANTCZAK - 2014 - Ego, Georgius

1. Naive 5:58
2. Bloody George 3:03
3. Escape from… 1:10
4. Heaven 4:04
5. Nebayilhaye 5:38
6. Don’t need you 6:38
7. Bottom of my soul 0:38
8. The Gods of our planet 9:40
9. Mermaids’ song 7:09
10. Big deal 1:52
11. Humid tube 2:56
12. Waltz 7:10

Rok wydania: 2014
Wydawca: Lynx Music
https://www.facebook.com/egogeorgius



„Pierwsze nuty z tej płyty narodziły się w mojej głowie dwa lata temu. Moim zamysłem było skomponowanie muzyki filmowej jednak im dłużej nad nią pracowałem tym bardziej przybierała ona układ „songów” łączących się w jeden spójny tematycznie projekt, który dojrzewał do formy krążka CD.”

Pierwsze zapowiedzi brzmiały obiecująco nieprawdaż? Dziś już wiemy z jakim efektem finalnym mamy do czynienia i czy warto było czekać. Na początek jednak kilka słów o autorze tego projektu. Jerzego Antczaka, wydaje się, nie trzeba przedstawiać osobom, które interesują się rodzimą sceną progresywną. Jeden z założycieli Albion i jedna z dwóch osób (obok Krzysztofa Malca), która pozostaje w składzie zespołu od samego początku. Gitarzysta o umiejętności grania nieprzeciętnie urokliwych solówek a od teraz można już napisać, ze autor jednego z najciekawszych wydawnictw muzycznych roku 2014!

„Ego, Georgius” to dość długa, trwająca ponad 55 minut suita. Muzyka zawarta na srebrnym krążku to w dużej mierze instrumentalne klawiszowe pasaże podszyte spora dawka elektroniki i wspierane brzmieniami gitary. Nie da się też nie zauważyć, że spoiwem są dzięki przywodzące na myśl muzykę filmową. Wiele tu przestrzeni, kosmicznych plam (kłania się Jarre), chwil niezwykle klimatycznych i nastrojowych. Gitary nie stanowią tu instrumentu numer jeden, ale gdy już się pojawiają mają w sobie tą samą magię, z którą mamy przyjemność obcować na płytach Albion. W „Nebayilhaye” pojawiają się bliskowschodnie kobiece śpiewy w stylu niezapomnianej Ofry Hazy a „Don’t need you” brzmi chwilami niczym wyjęty prosto z sesji „The Wall” Pink Floyd. To chyba najbardziej rockowy fragment płyty i bez wątpienia jeden z ciekawszych, choć trudno tu wskazać momenty słabsze czy lepsze od reszty. Podszyty plemiennym rytmem „Mermaids’ song” wprowadza w trans a przesiąknięty celtyckim folkiem „Humid tube” przygotowuje słuchacza na zamykający całość znaną już przed premierą kompozycję „Waltz”.

Ta płyta to jedno z najciekawszych muzycznych tegorocznych dokonań. Nie jest to album łatwy w odbiorze, nie jest to krążek gitarowy. Ma jednak w sobie to coś, jakąś tajemniczość, z którą obcujemy już od pierwszego spojrzenia na okładkę, ma magię i czar…

9,5/10

Piotr Michalski

Dodaj komentarz