1. „The Time Machine” (oraz Boys Noize)
2. „Glory” (oraz M83)
3. „Close Your Eyes” (oraz Air)
4. „Automatic. Pt. 1” (oraz Vince Clarke)
5. „Automatic. Pt. 2” (oraz Vince Clarke)
6. „If..!” (oraz Little Boots)
7. „Immortals” (oraz Fuck Buttons)
8. „Suns Have Gone” (oraz Moby)
9. „Conquistador” (oraz Gesaffelstein)
10. „Travelator, Pt. 2” (oraz Pete Townshend)
11. „Zero Gravity” (oraz Tangerine Dream)
12. „Rely on Me” (oraz Laurie Anderson)
13. „Stardust” (oraz Armin van Buuren)
14. „Watching You” (oraz 3D)
15. „A Question of Blood” (oraz John Carpenter)
16. „The Train & the River” (oraz Lang Lang)
Rok wydania: 2015
Wydawca: Sony Music
http://www.jeanmicheljarre.com
Na początku zastrzeżenie. Wielkim fanem muzyki elektronicznej nie
jestem. Znam oczywiście Vangelisa, Tomitę, Tangerine Dream, Kraftwerk
czy Klausa Schulze, trochę przez uszy przeleciały nowsze wytwory
przedstawicieli tej muzyki jak Massive Attack czy Moby, ale nie jest to
główny rejon moich muzycznych zainteresowań.
Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie takim słuchaczom jak ja, „niedzielnym”
odbiorcom el-muzyki, pragnę polecić muzykę chyba najbardziej znanego jej
przedstawiciela, Jean Michela Jarre’a. Na początku mała dygresja – dla
wszystkich wychowanych w latach 70-tych czy 80-tych, muzyka tego pana,
choćby zarzekali się że nie wiedzą kto to, jest doskonale znana. Otóż
utwory JMJ były dyżurnymi ilustracjami dźwiękowymi filmów i programów
sportowych, przyrodniczych, popularnonaukowych (nawet do „Sondy” się
załapał) i innych. Po prostu Jarre to Petru telewizji PRL-u – niemal
wyskakiwał wtedy z lodówki :-).
A teraz już poważnie –Jean Michel jest jednym z niewielu twórców, którzy
zaproponowali całkowicie autorską, odmienną od wszystkiego co królowało
na rynku wizję muzyki… i wygrali. Album „Oxygene”, wydany w 1976 roku,
przewrócił do góry nogami całą scenę muzyki elektronicznej i odniósł
olbrzymi sukces. Jak dotąd sprzedał się w ponad 12 mln egzemplarzy.
Sukces powtórzyły kolejne płyty – „Equinoxe” i „Magnetic Fields” (czy
„Les Chants Magnétiques” – jak kto woli). Aby nie kręcić się w kółko,
Jarre zaczął trochę swą muzykę zmieniać na kolejnych płytach (jak
„Zoolook” z ciekawym wykorzystaniem sampli ludzkich głosów) i jego
popularność zaczęła nieznacznie maleć. Na usta wszystkich trafił znowu
organizując plenerowe koncerty dla milionów osób – w Houston, Lyonie,
Londynie, Chinach czy pod piramidami (dokumentowane świetnie
przyjmowanymi płytami „The Concerts In China”, „Cities In Concert
Houston/Lyon”, „Destination Docklands”). Z takim spektaklem (choć na
nieco mniejszą skalę – 170 tys. osób) wystąpił 26 sierpnia 2005 roku w
Polsce, w Gdańsku.
I tym sposobem doszliśmy z Jeanem Michelem do dnia dzisiejszego. A
konkretnie – do 16 października 2015 roku, gdy muzyk wydał album pod
tytułem „Electronica 1:The Time Machine”.
Jak mówi sam artysta: „ Electronica powstała z pomysłu zebrania wokół
mnie ludzi różnych generacji, ludzi którzy mieli na mnie wpływ w
przeszłości, i którzy nadal są stałym źródłem inspiracji, ludzi, którzy w
taki czy inny sposób ukształtowali muzykę elektroniczną. To jak
spotkanie z przyjaciółmi, którzy dzielą wraz ze mną podobną wizję
muzyki”. I dalej: „Niemal wszystkie utwory zawarte na albumie powstały w
podobny sposób – komponowałem je, nieustannie mając w myślach
przyszłego współpracownika. Cały dowcip polegał na tym, żeby przedstawić
przekonujące demo, pozostawiające wystarczająco wiele miejsca dla
współkompozytora, który pracując nad utworem może go zmienić i nasycić
swoją osobowością”.
Już w pierwszym utworze, „The Time Machine”, mamy taki przykład:
elektroniczne pasaże, „riffy” klawiszy jak z czasów „Rendez Vous” czy
„Oxygene 7-13” przeplatają się z ostrym beatem elektronicznej klubowej
perkusji. Stare łączy się z nowym! Niezwykle klimatyczne jest „Close
Your Eyes”, skomponowane wraz z krajanami z Air. Urokliwa melodia,
wokoderowy wokal, a w dalszej części typowe Jarre’owe patenty… Klasa!
Ciekawostką są dwie części „Automatic”, napisane i wykonane wraz ze
współzałożycielem Depeche Mode, Vince’m Clarke’m. Świetnie przeplatają
się tu dwie wizje muzyki – jedna typowo Jean Michelowa, ilustracyjna, a
druga – taneczna, jakby z czasów „See You” czy „Everything Counts” DM.
Miodzio! Ok, ale nie będę rozbierał tej płyty utwór po utworze (choć
warto). Posłuchajcie – czy będzie to piosenka mogąca być murowanym
hiciorem w jakimś porządnym radiu („If…!”), czy dość typowy dla Moby’ego
„Suns Have Gone” podlany Jarre’owym sosem, czy zaskakująco klubowy i
drapieżny Travelator” powstały we współpracy z Pete’m Townshendem (tak,
tak – tym samym, z The Who) czy skrzący się echami lat 70-tych,
atmosferyczny „Zero Gravity”, efekt współpracy z Tangerine Dream.
Że wspomnę jeszcze tylko, że pojawiają się na albumie także Armin Van Buuren, Massive Attack czy John Carpenter.
Każda z tych piosenek ma inny klimat – klubowy, jak przy współpracy z
Van Buurenem, filmowy – to Carpenter, czy lekko triphopowy – współpraca z
Massive Attack, czy nawet zahaczający o muzykę poważną – kolaboracja z
pianistą Lang Langiem . Ale w każdym utworze czuć ducha muzyki Jean
Michela Jarre’a – majstersztyk!
Prawdziwą perełkę ( a gdzież tam perełkę – Koh-I-Noora tej płyty)
zostawiłem sobie na koniec. „Rely On Me” napisane i wykonane wspólnie z
Laurie Anderson. Progmaniakom przypomnę tylko utwór „This Is A Picture”
wykonany przez Laurie wspólnie z Peterem Gabrielem, umieszczony na
płycie „So” (z całym szacunkiem dla Petera – dla mnie najlepszy kawałek
tej płyty). „Rely On Me” to dzieło podobnego kalibru! Utwór poświęcony
relacji człowiek – smartfon… Toż to prawdziwe mistrzostwo świata! A tam
świata – galaktyki!!! WSTYD nie posłuchać! Zresztą – przekonajcie się
sami!
Zachęcam do posłuchania! Ta płyta nadaje się zarówno do nabożnego
słuchania z zamkniętymi oczami w słuchawkach, jak i do puszczania w
samochodzie, świetnie służy za podkład do lektury a nawet sprawdza się
przy obieraniu kartofli :-).
Oddajmy na koniec głos samemu twórcy: „W tym projekcie całe swoje
dotychczasowe życie i karierę muzyka zawarłem w wielu różnych stylach i
odcieniach muzyki elektronicznej”.
Ocena – 10/10
Staruch – fan hard rocka i metalu
PS. A już 6 maja ukazała się druga część tej płyty – „Electronica 2 –
Heart of Noise”. Jeszcze nie słyszałem, ale już ostrzę sobie zęby!
Nie było czegoś takiego jak prl. Była i jest kapitalistyczna III RP. Polska była i jest wolnym krajem Zachodu.