01. Wanderer
02. Last Dance
03. Dreamer
04. City Of Lights
05. Emptiness Or Wholeness
06. Naggin’ Bitch
07. Vicious Circle
08. Gospel
09 .Whipping Post
10. For Sophie
Rok wydania: 2024
Wydawca: Mind Records
Jan Gałach wystawia zwolenników swojego talentu na ciężką próbę. I nie mam w tej chwili na myśli kwestii muzycznych. O tym później. Zamęt wprowadza bowiem okładka najnowszego wydawnictwa. Otóż omawiana tutaj płyta „Dreamer” składa się z dziesięciu utworów. Pięć z nich miało już swoją premierę na początku roku w postaci limitowanego mini-albumu. No i zagwozdka polega na tym, że tamta „epka” również nosiła tytuł „Dreamer”, Co więcej – zdobił ją ten sam obrazek na froncie okładki! Aby rozwiać zatem wszelkie wątpliwości – mamy teraz do czynienia z pełnowymiarowym, trwającym blisko godzinę albumem śląskiego artysty. Podkreślam to celowo. Bo o ile wiosenna „epka” miała głównie charakter promocyjny, tak obecny „pełnometrażowy” album skierowany jest do szerszego grona odbiorców. I mam nadzieję, że spotka się z masowym odzewem, gdyż płyta „Dreamer” jak najbardziej zasługuje na to, aby trafić „pod strzechy”.
Dokonując wyboru na wcześniejszą „epkę” Jan Gałach wykazał się zapewne lekką przekorą. Przeznaczył tam pięć najbardziej odstających stylistycznie numerów. Stąd też można było odnieść wrażenie, że twórca oddala się od swoich blues-rockowych korzeni. Obcowanie z całą płytą rozwiewa powyższe wątpliwości. Owszem, nie brakuje tutaj eksperymentów. Są próby zdefiniowana swojej muzyki na nowo. To jednak tylko kilka dodatkowych przypraw w znanej nam już potrawie. I bardzo poprawia smak dania głównego.
Otwierający płytę „Wanderer” to klasyczna rockowa jazda. Motoryczny riff gitarowy w komitywie z dynamiczną perkusją i dudniącym basem. Po chwili wkraczają też dęciaki i wprowadzają klimat rodem z soundtracku do filmu „Blues Brothers”. Przy mikrofonie Karolina Cygonek, co jeszcze bardziej wzmaga skojarzenia z bluesrockowymi czasami The Jan Gałach Band. Następnie dostajemy reprezentację piosenek znanych z wiosennej „epki”. Jest więc utrzymany w średnim tempie „Last Dance”, gdzie wokalnie błyszczy Joanna Kaniewska i balladowy „Dreamer” z popisem Marty Fedyniszyn. Wreszcie te bardziej zadziorne i odstające od dotychczasowego klimatu piosenki, czyli funkujący „City Of Lights” oraz kipiący dęciakami i pulsującym basem „Emptiness Or Wholeness”.
O zdolnościach instrumentalnych szefa grupy napisano już wiele. Też poświęciłem mu kilka ciepłych słów w recenzji wcześniejszego wydawnictwa. Teraz pozwolę sobie zatem na wyróżnienie pozostałych osób, które Jan Gałach zaprosił do udziału w sesji. Są to postacie nietuzinkowe. Chociażby Borys Sawaszkiewicz, którego klawiszowe szaleństwa stanowią prawdziwą ozdobę tej płyty. Weźmy na przykład „Naggin’ Bitch”. Wracamy tam do lekko swingujących lat 50-tych, co w partiach pianina słyszalne jest szczególnie. Na klawiszach gra także Wojciech Królikowski. Większość porywających nut basowych wydobywa ze swego instrumentu Piotr Wojtanowski. Dwukrotnie w tej roli wyręcza go Marek Idzik. Przy zdecydowanie tanecznym charakterze niektórych piosenek zgranie sekcji rytmicznej jest wszak kwestią decydującą. Bębniarzy mamy tu aż sześciu. Są to kolejno Tomasz Nawrocki, Andrzej Kownacki, Krzysztof Kot, Michał Bocek, Maks Ziobro i Jakub Jantos. Do tego dodatkowe instrumenty perkusyjne obsługuje Adam Partyka. Na gitarze rządzi Jacek Jaguś, gościnnie gra też Tomasz Łabaj. No i wspomniane już dęciaki, za które odpowiadają Krzysztof Chlipała, Radosław Mosurek i Szymon Klekowicki. Osobne słowa uznania kieruję ponownie pod adresem pań pojawiających się na płycie. Marta Fedyniszyn, Karolina Cygonek i Joanna Kaniewska to naprawdę światowy poziom wokalistyki. I – jak napisałem już wcześniej przy okazji „epki” – śpiewają z doskonałym akcentem, co w anglojęzycznych piosenkach wciąż należy u nas do rzadkości.
Pulsujący, dyskotekowy rytm w „Vicious Circle” to zdecydowanie największe odstępstwo od dotychczasowych dźwięków charakterystycznych dla grupy Gałacha. Jest skocznie i frywolnie, ale bez przaśności, którą często niesie ryzyko tego rodzaju grania. Dla skontrastowania dostajemy później „Gospel”, którego tytuł tylko częściowo ilustruje muzyczną zawartość kompozycji. Jest niemal punkowa perkusja. Są szaleńcze solówki instrumentalne. No i tytułowy – bez dwóch zdań gospelowy – chór. A ze skrzypiec lidera sypią się iskry.
Prawdziwe opus magnum czeka nas dopiero pod koniec. Autor albumu od lat manifestuje swoją fascynację grupą The Allman Brothers Band. Stałym punktem koncertów Jan Gałach Band była zatem własna interpretacja klasyka „Whipping Post”. Teraz nadeszła pora na płytową wersję tego pomnikowego dzieła. Przy czym sterylne mury studia nagraniowego w żaden sposób nie wpłynęły na ograniczenia wykonawcze. Numer w gałachowej wersji trwa niemal czternaście minut. Jest bardzo swobodny, pełen improwizacji i długaśnych solówek. Wiodąca partia skrzypiec to dźwiękowa poezja najwyższych lotów!
Jako post scriptum wybrzmiewa osobista, dedykowana córce kompozycja „For Sophie”. Gałach gra tutaj na wszystkim – gitarze, basie, mandolinie i oczywiście nieodłącznych skrzypcach. Zapadająca w pamięć melodia w uroczy sposób wieńczy tę wielobarwną płytę.
Album „Dreamer” to nie tylko nowa pozycja w dyskografii Jana Gałacha. To otwarcie nowego rozdziału w jego twórczości. Odważne i nieszablonowe. A czy będzie oznaczać przełom w karierze? W rodzimym środowisku muzycznym nasz bohater jest już postacią cenioną i chętnie zapraszaną do nagrań. Czy teraz pozna się na nim reszta świata? Przekonamy się już wkrótce.
9/10
Michał Kass