1. Vzducholod’
2. Možná
3. Generace
4. Betelgeuse
5. Kamikaze
6. Jedenáct
7. 30 vteřin ticha
8. Malý Berlin
9. O lžích a lidech
Rok Wydania: 2022
Wydawca: Jamaron
https://www.jamaron.cz
Podczas mojej muzycznej podróży po Republice Czeskiej prezentowałem mniej lub bardziej rockowe zespoły, które pochodziły z różnych zakątków tego kraju. Jednak jakoś tak się złożyło, że nie zaprezentowałem jak dotąd żadnego rockowego grania ze stolicy, z Pragi – najwyższa więc pora nadrobić tę zaległość. Moim przewodnikiem po tym jakże pięknym i tajemniczym mieście będzie przedstawiciel młodej generacji rocka, nazywający się Jamaron i tworzący od 2013 roku. Dość intrygująca nazwa, mająca swoje wytłumaczenie w imionach osób, stanowiących trzon grupy, trójki rodzeństwa, bo na gitarze gra JAkub Dostál, za mikrofonem stoi MARie Dostálova, a drugą gitarę dzierży ONdřej Dostál. Skład zespołu od momentu jego powstania uzupełniają natomiast basista Filip Karlík oraz perkusista Václav Hejda. W tym składzie grali w wielu miejscach, w tym również i w najważniejszym dla czeskiej sceny: w praskiej „Lucernie”. Na swoim koncie grupa ma demo oraz trzy albumy, w tym najnowszy krążek, „Generace”, z dość osobliwą okładką i dziewięcioma kompozycjami, które według mnie idealnie wpisują się w praski krajobraz.
Wysiadamy na dworcu kolejowym Praha Hlavní Nádraží. Podnosimy głowę i dostrzegamy nad sobą i nad nieodległym Muzeum Narodowym „Vzducholod’” („Sterowiec”), który zapewne niedługo wyląduje na lotnisku imienia Vaclava Havla. Śledzimy jego lot idąc parkiem Vrchlickiego w stronę Vaclavaka, czyli placu Wacława. A jest co obserwować, ponieważ leci on dobrym kursem, począwszy od doskonale brzmiących bębnów aż po dobrze zagraną partię gitar. Bardzo podoba mi sposób, w jaki zostały tu użyte – nie ma jednostajnych riffów, a w zamian mamy zmianę brzmienia i skoczną grę podczas zwrotki. Dość zaskakująco brzmi także wokalistka. Jej barwa jest bardzo łagodna i choć brak jej rockowej chrypy, to ma w sobie to coś, co sprawia, że się jej przyjemnie słucha. Fajnie interpretuje tekst, a wtórują jej doskonali muzycy, którzy idealnie wyczuwają jej intencje. Jest miło i przyjemnie i, co ważne, od pierwszych sekund słychać chemię między muzykami i radość z wspólnej gry.
Idziemy dalej w dół przez miasto. Na tym placu „Možná” („Może”) jest wiele rzeczy. Może i jest wywalczona wolność, może i jest cudowny sklep jubilerski. Ale przede wszystkim jest bardzo ciekawa kompozycja. Jest na pewno kapitalna gra gitary basowej i fajna urywana gra gitary. Mamy tu także fajne, lekko soulowe zaciąganie śpiewu, jednak bez straty nut charakterystycznych dla czeskiego rocka. Jest doskonałą zabawa, zmiana tempa i znów klimatycznie przygrywają gitary. Jest to jeszcze jedna ciekawa, acz krótka kompozycja, która sprawia, że przez plac przechodzimy z uśmiechem na ustach, pomimo niezbyt miłego tekstu.
Podczas gdy wiele wycieczek z placu Wacława kieruje się prosto do rynku, ja proponuję skręcić na dole w prawo w ulicę młodej „Generace”. Znajduje się tam wiele różnych sklepów, główne z markową odzieżą, ale także paradoksalnie kręci się tam wiele różnego rodzaju młodych osób, którzy marząc zatracili się w życiu i nie spełnili swych życiowych planów. Jest to smutna, ale zarazem jedna z najpiękniejszych piosenek. Brzmi bardzo „zachodnio”, nie zatracając jednak swojej „czeskości”. Doskonale te historię opowiada Marie. Jest pełna goryczy, by za chwilę uderzyć całym swym mocnym buntem. Wokalnie wtórują jej bardzo ciekawie dwaj bracia. Warto tutaj zwrócić na świetną pracę sekcji rytmicznej. Z czasem za sprawą przyspieszenia pracy perkusji i genialnej wokalizy w tle robi się coraz ciekawiej. Proponuję krótką przerwę na poranny posiłek.
Zjemy go w piekarni „Betelgeuse”, która znajdowała się swego czasu tuż obok bramy wejściowej do miasta. Gitara akustyczna budzi niczym doskonale parzona tam kawa, a wokal jest słodki niczym gorący rogalik z czekoladą. Na ścianie piekarni wisi telewizor, w którym bracia Dostal w mądry sposób używają swych gitar. Jest melodyjnie i rytmicznie. Partie perkusji są stabilne i mocne jak malutkie stoliki, przy których spożywamy śniadanie. Ciekawym pomysłem jest tutaj wspólne męsko-żeńskie śpiewanie. Myślę, że do tej piekarni będę wpadał bardzo często. Daje ona, za sprawa znów świetnych wokaliz, poczucie zwolnienia biegu w tym rozszalałym budzącym się do życia świecie. I tak można by siedzieć tutaj i siedzieć i wczytywać się w poranne wydania Dnes lub innych dzienników. Lecz pora wyruszyć w dalszą drogę.
Przyspieszamy kroku niczym „Kamikaze” i przebiegamy przez wspomnianą wcześniej bramę, by dotrzeć do rynku. Znów jest rockowo, z mądrą wspólną grą gitar i niezłą dykcją wokalistki. To przyjemna dla ucha kompozycja, w której znajdziemy zarówno ciekawe solówki, jeszcze lepszą interpretację tekstu, jak i mnóstwo wspólnej zabawy podczas grania. Myślę, że ten numer doskonale mógłby pełnić rolę porannego rozbudzacza, ma on w sobie ten niesamowity ładunek energii, który często potrzebny jest po to, by wstać z łóżka.
Idziemy dalej i docieramy do rynku, najważniejszej dla mnie kompozycji tego albumu. To właśnie pod numerem „Jedenáct” („Jedenaście”) dzieje się najwięcej. I skoro jesteśmy w sercu miasta, to zaczynamy od bicia rockowego serca. Robimy kilka kroków dalej i słyszymy basowe dzwony nieodległego kościoła. Z czasem dobiega nas anielski głos wokalistki, która zaczyna swoją pieśń i historię w niej zawartą. Z każdą sekundą przybiera ona na sile, by uderzyć całą swą mocą w refrenie. W tle nawet słychać growl jednego z braci. Fajnym pomysłem jest umieszczenie tego kawałka na swoistej sinusoidzie – jest kilka chwil uspokojenia, by za chwilę znów storpedować słuchacza świetnym refrenem. Nie ma tu co prawda miejsca na solówkowy popis, lecz i tak jest to miejsce malownicze i zdecydowanie warte poznania.
Przyspieszamy kroku, by zatrzymać się na „30 vteřin ticha” („30 sekund ciszy”). Nawet w zgiełku miasta zawsze znajdzie się takie miejsce, w którym można uciec od codzienności. A jak od tej codzienności ucieka Jamaron? Lekko kabatowo – tak przynajmniej kojarzy mi się początkowa gitara. Jest tu sporo rocka i myślę, że fajnie brzmiałby ten kawałek w duecie z wokalistą grupy Kabat. Ale i bez tego jest dobrze, z doskonałą melodią i rockowym pazurkiem. Wokalistka na dobre już rozgrzała swoje struny głosowe i śpiewa już bez jakiejkolwiek trzymanki wychodząc poza ramy ustawione przez zespół. Jest to kolejny bardzo dobry kawałek.
Spacerując po tych urokliwych praskich uliczkach nie sposób nie zajrzeć do niewielkiego zaułka nazwanego „Malý Berlin”. Pałeczki perkusji zgrabnie chwytają rytm w swoje panowanie, dzięki czemu wokalistka nie ma najmniejszego problemu, by ciekawie interpretować tekst. Interesująco wypada tutaj gitara basowa w tle. Z czasem jednak znów się robi fajnie, melodyjnie i, co ważne, wszystko w rockowym klimacie. Bez problemu można odnaleźć w tym zaułku melodie i nucić sobie kolejne nutki.
Wycieczkę kończymy na moście prowadzącym wprost do zamku. Po drodze mijają nas tysiące twarzy. „O lžích a lidech” („O kłamstwach i ludziach”), które, podobnie jak my, podążają szybko przed siebie. Warto więc przystanąć i rozejrzeć się dookoła. A wokół nas znów świetna, trochę rozgoryczona gitara, jeszcze raz świetna melodia i fajne realizatorskie sztuczki. Perkusyjnie znów gdzieś jesteśmy w Ameryce, ale mimo to wszystko ładnie pachnie czeskim klimatem. Jest to takie delikatne uspokojenie słuchacza po dość szybkim tempie zwiedzania miasta.
Warto wybrać się na zwiedzanie Pragi z grupą Jamaron, bo to zupełnie inne spojrzenie na to przepiękne miasto. Co prawda teksty tych piosenek nie mają optymistycznego wydźwięku, lecz są one podane w taki sposób, że słuchaczowi robi się lżej na sercu, a głowa uwalnia się od codziennych trosk. Jedynym minusem tego krążka jest czas trwania utworów – moim zdaniem kilka z nich zasługiwałoby na dodatkowe minuty, na szczęście jednak nie ma to wpływu na ogólną ocenę tego ciekawego albumu.
8/10
Mariusz Fabin