1. The Creature is Alive
2. Protectors of All That is Evil
3. Hangman’s Cove
4. New Blood
5. Burn Those Bridges
6. Wasting Daylight
7. Hold That Thought
8. Witches & Spies
9. Every Day is a New Hole to Dig
10. Flesh You Call Your Own
Rok wydania: 2017
Wydawca: Metal Mind
https://www.facebook.com/jdoverdrive/
Przymierzając się do najnowszego, czwartego już albumu w dorobku
śląskiego kwartetu zastanawiałem się: „czy to możliwe aby J.D. Overdrive
nagrało słabą płytę?” Cóż, nie wykluczam, że chłopaków jeszcze kiedyś
dopadnie twórcza stagnacja, ale to na pewno jeszcze nie jest ten moment.
Analizując dotychczasowy dorobek płytowy zespołu śmiało można
stwierdzić, że każdy kolejny longplay formacji wniósł jakiś nowy
pierwiastek do jej muzyki. Pierwszy z nich, „Sex, Whisky & Southern
Road” z 2011 roku, wniósł świeży powiew do rodzimej sceny southern
rockowej, choć na dobrą sprawę ciężko go nazwać debiutem (w chwili
wydania zespół działał już 4 lata, miał na koncie epkę „Pure
Concentrated Evil” oraz supporty m.in. przed Black Label Society i Jesus
Chrysler Suicide). Kolejne, „Fortune Favors The Brave” i „The Kindest
Of Deaths” (odpowiednio z 2013 i 2015 roku) były świadectwem ciągłego
rozwoju kapeli i dążenia do stabilizacji swojej pozycji na rynku. W tym
roku otrzymaliśmy „Wendigo”, dojrzały album dojrzałego zespołu. Nie
sposób nie szczędzić słów uznania pod jego adresem.
Pierwszym, co zwróciło moją uwagę to dość nietypowa jak na ten zespół
okładka. Poprzednie płyty były ozdobione obrazkami jednoznacznie
korespondującymi z muzyką grupy. Tutaj wita nas fragment dziewczęcej
twarzy, ze spływającymi z ust strużkami krwi. Ponownie zabrakło też
charakterystycznego logo. Gdybym nie znał tego zespołu, pomyślałbym, że
to jacyś młodociani interpretatorzy Asking Alexandria czy Bring Me The
Horizon i z racji mojej nieukrywanej nienawiści do twórczości
wymienionych grup prawdopodobnie w ogóle bym tej płyty nie przesłuchał.
To niesamowite jak czasami bardzo zmylić może oprawa graficzna, całkiem
zresztą estetyczna. Wystarczy spojrzeć na rewers digipacka, by ujrzeć tą
samą panią co z przodu, jednak tym razem w pełnej krasie, prężącą
wydatne piersi. W środku wklejonej książeczki mamy kolejne obrazy
elementów kobiecego ciała oraz kontrastujące z nimi zdjęcie czterech
miłych chłopaków z sąsiedztwa na ostatniej stronie. Cały koncept
graficzny albumu zbudowano wokół kontrastu dwóch barw: głębokiego
zimnego granatu i jaskrawej gorącej czerwieni. Dość jednak o oczach,
przecież to uszy są najważniejsze, włączmy w końcu płytę.
Na początek miażdżący wręcz „The Creature Is Alive”. Mięsiste riffy
Michała „Stempla” Stemplowskiego i rytmiczne skandowanie Wojtka „Susła”
Kałuży to właśnie to za co fani kochają tę grupę. Pierwszy w kolejności
kawałek jest zarazem najszybszym i najostrzejszym na całej płycie,
świetnie spełnia rolę „otwieracza”. Niemal równie wściekły jest „New
Blood” z połamanymi rytmami perkusji w pewnym momencie zahaczającymi
nawet o blasty. Skoro już jesteśmy przy garach, to bardzo podoba mi się
podwójna stopa w „Every Day Is A New Hole To Dig”. Łukasz „Jooras”
Jurewicz wykonał tu naprawdę dobrą robotę. Sam kawałek kojarzy mi się
trochę z twórczością grupy Parkway Drive, z okolic płyty „Deep Blue”.
Ponieważ bardzo lubię ten album, mogę to uznać wyłącznie za plus. Do
najbardziej ciężkich fragmentów albumu należy zaliczyć jeszcze leniwy
walec „Hangman’s Cove” oraz „Witches & Spies” z naprawdę fajnym
groovem gitary, zwłaszcza w drugiej części. Mamy tu także kawałki
bardziej melodyjne (co nie znaczy, że lżejsze!). Wyróżnia się
„Protectors Of All That Is Evil”, w którym wokalista zastępuje firmowe
dla niego pokrzykiwania łagodnym czystym śpiewem. Cały utwór brzmi jak
zmiksowanie hard rockowej przebojowości AC/DC z mocarnym, męskim
brzmieniem grupy Zakka Wylde’a. Suseł pokazuje swoją „grzeczną” stronę
także w zwrotkach „Burn Those Bridges”, jednak w refrenie wraca jego
klasyczne oblicze. W tym numerze na wyróżnienie zasługuje także solo
Stempla z długo trzymanymi najwyższymi nutami oraz wybrzmiewającymi
akordami. „Hold That Thought” zaczyna się od nastrojowego początku z
wmiksowanym fragmentem jednego ze skeczy słynnego amerykańskiego komika
Billa Hicksa. W dalszej części kawałka Suseł ponownie wspina się na
wyżyny swojej skali głosu. Wizytówką tego utworu jest zapadająca w
pamięć, wielokrotnie powtarzana fraza „what you reap is what you sow”
(ang. „zbierasz to co zasiałeś”).
Mamy tu też niestety dwa słabsze utwory. „Wasting Daylight” muzycznie
jest po prostu nijaki, jedynym co go ratuje to wokal Susła, który po raz
kolejny łączy czysty śpiew z wrzaskiem. Także wieńczący całość „Flesh
You Call Your Own” jest nużący, zwłaszcza jego instrumentalna końcówka, w
której słyszymy dialogi z klasycznego horroru „Świt żywych trupów”
George’a A. Romero. Sam numer trochę zaburza obraz całej płyty, bądź co
bądź bardzo dobrej. Nie sądziłem, że może dojść do takiej sytuacji, ale
czyste wokale Kałuży, które w pozostałych numerach są bardzo ładne i
nastrojowe, w tym kawałku są irytujące. Jedyne co można tutaj zaliczyć
na plus to sam początek utworu, kojarzący się trochę ze „Slow and
Stoned/Method Of Yonash” Acid Drinkers.
Cieszę się, że J.D. Overdrive podąża taką a nie inną drogą. Zespół jest
modelowym przykładem kapeli, dzięki uporowi i wytrwałości muzyków
(trochę też chyba pomógł fakt, że Wojtek Kałuża jest dziennikarzem
wydawanego przez Metal Mind Productions miesięcznika Metal Hammer)
wyszedł z garażu na salony. Irytuje mnie nieco określanie kapeli jako
„najbardziej amerykańsko brzmiącym spośród polskich zespołów”, z czym
często się spotykam wśród różnych materiałów o grupie. Oczywiście prawdą
jest, że southern rock i stoner metal mają swe korzenie w południowej
części Stanów Zjednoczonych, ale to przecież nie znaczy, że Polska nie
może mieć swojej własnej sceny reprezentującej te gatunki, nie dajmy się
pożreć amerykanizacji! Dla mnie J.D. to jeden z zespołów tworzących
moją prywatną wielką trójkę polskiej muzyki southernowo-stonerowej, obok
Corruption i Leash Eye. Dobrze, że „Wendigo” powstało. Mam nadzieję, że
na kolejnym albumie zespół nie utraci tej werwy i buty, która tutaj
bije. Chłopcy sprawili sobie świetny prezent na 10-lecie istnienia.
8/10
Patryk Pawelec