IVORY GATES – 2012 – The Devil’s Dance

Ivory Gates - The Devil's Dance

1. Beyond the Black
2. Devil’s Dance
3. Endless Nightmare
4. Serpent’s Kiss
5. Under the Sky of Illusions
6. Imaginary World
7. Suite Memory

Rok wydania: 2012
Wydawca: MS Metal Records
http://www.ivorygates.com.br



Przyznam szczerze, że byłem przekonany, że już tak się nie gra. Zresztą nowe płyty utrzymane w takiej stylistyce docierają do mnie niezwykle rzadko. A prawda jest taka, że bardzo lubię takie klimaty. Ostatnią płytą utrzymaną w podobnym duchu która naprawdę mi się spodobała i zagościła w odtwarzaczu na dłużej był bułgarski PANTOMMIND.

Miłą niespodziankę urządzili mi zatem brazylijczycy z IVORY GATES swoim trzecim albumem „The Devil’s Dance”, który jest utrzymany w duchu prog metalu lat 80-tych. Wysoki wokal, brzmienie z pogłosem, i tony, naprawdę tony gitarowego kunsztu, od połamanych rytmów przez fantastyczne solówki, to elementy których w tej stylistyce nie muszę anonsować.
Bardzo ciekawie poczyna sobie także basista, przy którym gitary rytmiczne często bywają zbyteczne. Jeśli już przy sekcji rytmicznej jestem warto zwrócić uwagę na fakt, że to chyba najbardziej współcześnie, najbardziej nowocześnie brzmiące elementy układanki. Jeśli się wsłuchamy gitara basowa operuje na dość sporym kawałku gryfu, do tego często brzmi miękko niczym bezprogówka. Gary za to zagrane są sprytnie ze sporą ilością talerzy, ale i z dość mocno zaakcentowaną stopą… może zbyt mocno… ale przy tak sporej dawce pozytywnych emocji, których dostarcza nam album to zaledwie detal.

Nad krążkiem powinni rozpływać się wszyscy sympatycy wczesnego Fates Warning czy Queensryche. Ale materiał dzięki swojej zadziorności powinien trafić również do zwolenników heavy metalu. Tego materiału słucha się wyśmienicie. Zastosowano w nim kilka tricków jak wspomniane postarzenie brzmienia za pomocą pogłosu. Okazjonalne wokalizy damskie stanowią bardzo udany smaczek, a w wolniejszych kawałkach muzycy nieco się zapominają i riffują coraz niżej… a wówczas w konwencji utwór trzymany jest za pomocą wokalistów właśnie, bo staje się niebezpiecznie ciężki.

Mini oszustwem jest konstrukcja kawałka ostatniego. Element, który na dzień dobry sprawia wrażenie przedsięwzięcia ambitnego, czyli ponad 20-minutowa suita, spokojnie mogła by być podzielona na tracki. Konstrukcja utworu pozostawia taką możliwość jak najbardziej. Nie mam jednak tego za złe… broń boże, to jedynie takie spostrzeżenie.

Albumu słucha się wybornie a i wiele patentów zostaje w pamięci na dłużej. Jeśli wsłuchamy się podczas kolejnych sesji z tym albumem, to wbrew pozorom przemycono do niego sporo nowoczesnych patentów, ale nie chciałbym przed wami odkrywać wszystkich kart i pozbawiać was przyjemności wyłapania ich osobiście.
Płyta, może na początku wydawać się nawet przewidywalna… ale wystarczy poświęcić jej godzinkę i nieco uwagi, by odkryć jej zalety
Ten album może i jest stylistycznie osadzony w konkretnym czasie, ale myślę, że wielu jest sympatyków ambitnego metalowego grania, którym na dźwięk tych utworów zabije mocno serducho. Moim zdaniem ten album jest fenomenalny. Za cholerę nie odkrywczy – ale świetny.

8,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz